Córka Rembrandta...?

Właśnie skończyłam czytać powieść Lynn Cullen. Fakt - data premiery jest raczej odległa, ale lepiej późno niż wcale:)

źródło zdjęcia: http://merlin.pl/Corka-Rembrandta_Lynn-Cullen/browse/product/1,594775.html

I w sumie nie interesuje mnie co - i w jakim stopniu - jest tu prawdą a co fikcją (choć konfrontując ją pobieżnie z pracą S. Zuffi stwierdzam, że trzon osnuty jest wokół prawdy) - bo czy to ważne czyją w rzeczywistości córką była Cornelia?
Ważne jest, że ta powieść jest o porozumieniu, o uczeniu się prowadzenia dialogu i poznawaniu siebie nawzajem, o poszukiwaniu drogi do prawdy o sobie i źródle swojego szczęścia, o tym, co to znaczy dom i gdzie on tak naprawdę jest.
I nie ulega wątpliwości, że jest to tekst o sztuce - o Prawdziwym Malarzu i jego warsztacie, technice, rytmu pracy, o poszukiwaniu natchnienia i czekaniu na nie.

Wczoraj, słuchając Klubu Trójki odkryłam, że pisarz dość, że musi się znać na swoich upodobaniach, musi wiedzieć co, o czym i jak chce pisać, to musi się znać na literaturze w ogóle - musie wiedzieć co, kto i jakimi sposobami pisał przed nim i pisze równolegle do niego. A przy okazji wspominanej tu dziś książki stwierdzam, że autorka doskonale wiedziała o kim pisze - jej praca kipi wręcz od temperamentu malarza, nasyca się jego dziełami i opisem ich powstawania.
Więc w tym wszystkim nie ma znaczenia czyją tak naprawdę córką była Cornelia - ważne, że widziała wielkość Rembrandta i mimo jego szaleństwa (a może właśnie dzięki niemu) umiała o nim opowiedzieć.

Komentarze