Oczami tubylca-nie-tubylca
Bez bicia muszę się przyznać, że mój kilkudniowy brak aktywności spowodowany był niezmiernie miłym zjawiskiem, jakim okazała się wycieczka do Budapesztu.
Wyjechaliśmy samochodem z domu w piątek koło 15., o 21. byliśmy na miejscu (jak zwykle koszmarnym przeżyciem była przeprawa przez Słowację - nie wiem czemu, ale tamtejsze miasteczka kojarzą mi się z depresją i marazmem) i nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy zaraz po zameldowaniu się w hotelu nie udali się w rejs po mieście. Trwał do 1.30 (z tym, że ostatnie 40 min. było pieszym powrotem do hotelu - jako gapy nad gapy, spóźniliśmy się na ostatnie metro i trzeba było iść, iść, iść...:)). Z kolei sobota była forsownym poznawaniem Budy i okolic Parlamentu (wszytko w godzinach: 10. - 22), by w niedzielę zaszyć się w jakże głośnych i imprezowych wręcz uliczkach Pesztu.
Więc dziś słów kilka o Budapeszcie - choć to nie słowa będą, a zdjęcia.
Z tym, że nie będzie to typowa relacja i wędrówka po zabytkach, klimatycznych uliczkach i monumentalnych muzeach z przystankami przy pomnikach. Będzie to próba pokazania miasta od strony zwykłego mieszkańca Budapesztu. Będę chciała pokazać miasto, oglądane codziennie przez tubylców i też takie miasto, jakie może oni chcieliby pokazać Wam - taką jego stronę, która mogłaby Was zauroczyć.
Takim sposobem będzie metro (jego duchoty, brudu i smrodu zdjęcia nie oddadzą), będą kawiarenki, oczywiście księgarnie i popularne soczki owocowe, będzie żółta (jak w NYC) taksówka, urokliwe podwórka i lokalny - bohemowy wręcz - targ (to miejsc chyba najbardziej mi się spodobało - pełen luz i swoboda artystycznokulinarna:)); nie zabraknie też miejsca dla ślubnej sesji, ulicznych bilbordów i "stateczku" dla turystów. Tych ostatnich mogą zachwycić pięknie oświetlone mosty (9), łączące Peszt z Budą, monumentalny gmach Parlamentu i panorama bajecznie oświetlonego nocą miasta - widok z Cytadeli.
Zapraszam więc do Budapesztu widzianego moimi oczami. Choć to jego wersja mini, może się Wam spodoba.
Ale wyjazd z Budapesztu (wczoraj tuż po 15.) nie był końcem weekendowych przygód. Tuż po dotarciu do domu (jakoś o 20.30) wpadliśmy na boski pomysł i udaliśmy się na plenerowy koncert LUXTORPEDY, jaki miał miejsce w miejskim parku mojej miejscowości. Tym samym pierwszy weekend września zakończyliśmy mocnym akcentem:):)
Wyjechaliśmy samochodem z domu w piątek koło 15., o 21. byliśmy na miejscu (jak zwykle koszmarnym przeżyciem była przeprawa przez Słowację - nie wiem czemu, ale tamtejsze miasteczka kojarzą mi się z depresją i marazmem) i nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy zaraz po zameldowaniu się w hotelu nie udali się w rejs po mieście. Trwał do 1.30 (z tym, że ostatnie 40 min. było pieszym powrotem do hotelu - jako gapy nad gapy, spóźniliśmy się na ostatnie metro i trzeba było iść, iść, iść...:)). Z kolei sobota była forsownym poznawaniem Budy i okolic Parlamentu (wszytko w godzinach: 10. - 22), by w niedzielę zaszyć się w jakże głośnych i imprezowych wręcz uliczkach Pesztu.
Więc dziś słów kilka o Budapeszcie - choć to nie słowa będą, a zdjęcia.
Z tym, że nie będzie to typowa relacja i wędrówka po zabytkach, klimatycznych uliczkach i monumentalnych muzeach z przystankami przy pomnikach. Będzie to próba pokazania miasta od strony zwykłego mieszkańca Budapesztu. Będę chciała pokazać miasto, oglądane codziennie przez tubylców i też takie miasto, jakie może oni chcieliby pokazać Wam - taką jego stronę, która mogłaby Was zauroczyć.
Takim sposobem będzie metro (jego duchoty, brudu i smrodu zdjęcia nie oddadzą), będą kawiarenki, oczywiście księgarnie i popularne soczki owocowe, będzie żółta (jak w NYC) taksówka, urokliwe podwórka i lokalny - bohemowy wręcz - targ (to miejsc chyba najbardziej mi się spodobało - pełen luz i swoboda artystycznokulinarna:)); nie zabraknie też miejsca dla ślubnej sesji, ulicznych bilbordów i "stateczku" dla turystów. Tych ostatnich mogą zachwycić pięknie oświetlone mosty (9), łączące Peszt z Budą, monumentalny gmach Parlamentu i panorama bajecznie oświetlonego nocą miasta - widok z Cytadeli.
Zapraszam więc do Budapesztu widzianego moimi oczami. Choć to jego wersja mini, może się Wam spodoba.
Budapeszt nocą:
Budapeszt dniem:
Zmęczone, napuchnięte stopy piechura i jego napój ratunkowy:):
A teraz moje ukochane metro - mogłoby być moim ulubionym środkiem transportu:
A jutro będzie już pewnie spokojniej, zawodowo i zaglądnę do Was:)
Miłego wieczoru:)
Gdy byłam w Budapeszcie nie mogłam się nadziwić temu, że jest on tak podobny do Wiednia. Po powrocie przypomniałam sobie, że przecież kiedyś były to Austro-Węgry ;)
OdpowiedzUsuńOj, jak Ci zazdroszczę! Byłam w Budapeszcie, ale tylko przejazdem i żałuję, że nie zwiedzałam, to cudne miasto. Mam nadzieję, że tam wrócę. Piękne zdjęcia, a najbardziej mi się podoba ten most przed napisem: "Budapeszt dniem", cudowne ujęcie! Ja też uwielbiam metro! :D
OdpowiedzUsuńA ja nie byłam nigdy w Budapeszcie. Tym bardziej więc oglądając Twoje zdjęcia, chcę poznać to miejsce.
OdpowiedzUsuńCzy wszystkie taksówki są tam dokładnie takie same, żółte? Bo w Anglii zaś, posiadają wszystkie takie same jednolite, czarne retro samochody. Piękny jest Budapeszt,szczególnie nocą, już od dawnaaa chciałabym tam pojechać:))
OdpowiedzUsuńZazdroszczę. Moi rodzice byli jakiś czas temu w Budapeszcie i przywieźli przepiękne zdjęcia. Chętnie bym się wybrała :)
OdpowiedzUsuńGosia, Gosia! cudne fotki! wpadnę na kawę poogladać :) a ja na Luxtorpedzie też byłam :)
OdpowiedzUsuńŚwietna fotorelacja.
OdpowiedzUsuńByłam w Budapeszcie bardzo dawno temu, w 69 roku zaraz po maturze. Miło wspominam tamten pobyt i piękno Budapesztu.
Świetne zdjęcia! Budapeszt wygląda na naprawdę ciekawe i pełne uroku miasto :)
OdpowiedzUsuńOjej, ile wspomnień wywołałaś u mnie tymi zdjęciami... (:
OdpowiedzUsuńBudapeszt jest piękny:)
OdpowiedzUsuńO, moje ukochane Węgry. Nigdy tam nie byłam, ale fascynuje mnie wszystko, co związane jest z tym krajem i jego kulturą.
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością wybrałam się na ten spacer fotograficzny. :-)
OdpowiedzUsuń