Za geniusz trzeba płacić*
Zaraz po tym - jak tylko
wyczytałam w telegazecie o perełce, jaką na sobotni wieczór przygotowało dla
widza Ale kino+ - poinformowałam o mojej radości na FB. Choć nie powiem – bałam
się, czy moja radość nie jest aby na wyrost. Ale nie – radość była uzasadniona,
a film – nie, nie dostarczył przyjemności i rozrywki – okazał się wstrząsający
i powalający. Uderzył w emocje, gusta i wyobrażenia o filmie biograficznym.
Opowiada on o jednym roku z życia
francuskiej rzeźbiarki Camille Claudel. Jest to rok 1915, kiedy to - zmuszona
przez rodzinę do porzucenia Paryża, pozostawienia swej pracowni obcym ludziom -
przebywa w zakładzie dla obłąkanych (w Montfavet). Jej długoletni
romans z nauczycielem i mistrzem - Rodinem, ich rozstanie, utrata dziecka oraz
żal za ukochanym uczyniły z niej kobietę nadwrażliwą, emocjonalnie rozchwianą,
co pozwoliło rodzinie oskarżyć ją o szaleństwo, utratę zmysłów a w konsekwencji
zamknąć w szpitalu z kobietami naprawdę chorymi i niebezpiecznymi.
Muszę przyznać, że nie jestem
ekspertem „od Camilli”, od jakiegoś czasu jedynie fascynują mnie po prostu jej
losy, życie na granicy rozsądku i emocji, jej talent i odpowiedź na pytanie:
Kto komu coś zawdzięcza – Camilla Rodinowi czy on jej? W tym jednak filmie artystka
przedstawiona jest nie jak chora, opętana myślą o ukochanym, który oszukał i
zdradził, myśląca o sztuce i chętna do pracy. Jest ona kobietą, która żyła i
pracował inaczej niż chciałyby tradycjonalistki – matka i siostra, która – jak
zwykli wybitni artyści – żyła według swoich zasad, z dala od mieszczańskiej
moralności i fałszywej sympatii innych, która w sztuce znalazła ukojenia dla
rozedrganych emocji. I to stało się podstawą do usunięcia jej ze społeczeństwa.
Pozostawiona sama sobie, w gronie kobiet autentycznie szalonych, zdradzona
nawet przez młodszego brata, który miast ulżyć w cierpieniu, zabrać siostrę do
Paryża (jak w ostatniej scenie sugerował lekarz) pozostawił ją tam na ostatnie
29 lat życia.
Camille Claudel, 1915 jest
filmem trudnym, surowym, autentycznym, depresyjnym, klaustrofobicznym; do 11
minuty filmu bohaterka (poza zdawkowymi monosylabami) nie wypowiada pełnego
zdania; obraz pozbawiony jest ścieżki dźwiękowej – co jeszcze mocniej podkreśla
surrealizm i obsesyjność miejsca. Istotnymi elementami są symbolika światła,
jasności, które pojawiają się w kilku kluczowych scenach oraz dialogi – raczej
monologi – Kamilli i Paula; wypowiadane przez nich słowa, tyrady przypominają
treść listów, a nie zdania rzucane w żywej rozmowie. Atmosfera filmu jest
przygnębiająca, ciężka i duszna. Tworzą ją kreacje chorych kobiet, ich
mechanicznych i raczej zimnych opiekunów, (nawet sceny spaceru są przygnębiające),
a przede wszystkim kontrast, jaki maluje się między obłąkanymi a zdrową
psychicznie Kamillą. Takim sposobem akcja filmu toczy się na granicy obłędu i
zdrowia.
Film
jest krótki, ale ubogie dialogi, brak muzyki, powolny rytm dnia w szpitalu,
emocjami opowiadanie o emocjach, sprawia, że widz czuje się zmęczony, jakby pół
dnia spędził w kinie. Niemniej jest to świetne studium próby prowadzenia
normalnego życia w nienormalnej rzeczywistości, próby opowiedzenia o roli
sztuki, w życiu artysty i procesach, w jakich ona powstaje.
Jest to wycinek kilku miesięcy z
życia Camilli, bez większego odniesienia do tego, co było wcześniej i zdawkowymi
informacjami, co było później. Dlatego
pora mi szczegółowo poznać życie rzeźbiarki, by zrozumieć na ile film jest
wiarygodny a na ile jest fantazją twórców (może ona faktycznie była chora
psychicznie, obłąkana?). Niemniej polecam tym, którzy chcą poznać losy
rzeźbiarki, która przewyższyła mistrza oraz tym, których interesuje studium
psychiczne artysty.
*powyższe słowa wypowiedział w filmie brat bohaterki; nie
wiem, czy są one wymysłem scenarzysty czy naprawdę padły w życiu prawdziwym,
ale do fabuły filmu i losów bohaterki doskonale pasują.
Oto kilka prac Camilli Claudel:
Zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.historiasztuki.com.pl/kodowane/005-00-07-HISTORIA-RZEZBY-XIXW.php
Film pozbawiony ścieżki dźwiękowej? Czuję się zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie i to bardzo, będę pamiętać o tym filmie, a w wolnej chwili go obejrzę ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie mnie zaciekawiłaś. Obejrzenie tego filmu byłoby ciekawym przeżyciem jak sądzę.
OdpowiedzUsuńRodin i Claudel gdzieś się kołaczą w mojej świadomości, ale poza tym kim byli niewiele o nich wiem. Może dawniej ta wiedza była zasobniejsza, wówczas, gdy sztuce poświęcałam więcej swej uwagi, ale dzisiaj ........
OdpowiedzUsuńNiestety nie mam możliwości oglądania Ale kina.
Ale film jest jak widzę z gatunku trudnych więc wspólnego z mężem oglądania by nie mogło być.
Mnie jednak nie zaciekawił ten film, a raczej jego mankamenty skutecznie mnie zniechęcają. Nie lubię bowiem ubogich dialogów i powolnej akcji i jeszcze brak ścieżki dźwiękowej? To dla mnie nie do pomyślenia.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie mam w pakiecie programu Ale kino. Obejrzę ten film, gdy tylko wyemituje go jedna z telewizji, do których mam dostęp.
OdpowiedzUsuńLubię takie biograficzne filmy, ale jakoś trudno mi się przekonać do produkcji bez ścieżki dźwiękowej, która tworzy przecież odpowiedni klimat. Podziękuję jednak. Ale szczerze mogę Ci polecić "Fridę". Magiczny, cudowny film nakręcony na podstawie biografii malarki Fridy Kahlo:)
OdpowiedzUsuńOdszukałam kilkunastominutową audycję słuchaną kiedyś przeze mnie, może Cię zainteresuje. :-)
OdpowiedzUsuńhttp://www.polskieradio.pl/8/2890/Artykul/1110145,Camille-Claudel-zycie-rozciete-na-pol