Tajemnica ta jest tak potężna, że podobno ciało zaczyna drżeć, gdy człowiek ją pozna. (s. 795)
Od ostatniej zimy z wielkim zniecierpliwieniem
wyczekiwałam Ksiąg Jakubowych. Po
wywiadzie, jaki Autorka udzieliła Michałowi Nogasiowi wiedziałam, że to powinna
być moja obowiązkowa lektura tego roku. I się nią stała.
Ta ponad 900 stronicowa książka jest historią życia
Jankiela Lejbowicza nazywanego Jakubem Frankiem, który w drugiej połowie XVIII
jako żydowski kupiec, a przede wszystkim twórca nowej religii, ze swoimi towarzyszami
- a później wyznawcami - przemierzył tereny tureckie, polskie rosyjskie i austriackie.
Ta pozycja to przede wszystkim próba opowiedzenia życia Jakuba, tego, jak rodzi
się odłam w religii tak starej i tradycyjnej jak judaizm, to historia ślepego
zauroczenia nowinkami wyznaniowymi oraz ich powolnego, ale skutecznego wnikania
w społeczeństwo. Cały ten przewrót może by się nie zaczął, gdyby nie padły
istotne pytania:
A co by było, gdyby naprawdę o t w o r z y ć oczy? Gdyby u j r z e ć
jakimś cudem to prawdziwe, co nas otacza? Co by to było? (s. 872) I niczym falą
napłynęły Jakubowe odpowiedzi, których wyznawcy
Wierzyli na przykład w świętą mowę, której używano podczas
wtajemniczeń. Jej świętość polegała na tym, że była na odwrót – była
bezwstydna. (s. 695) A co to oznaczało w praktyce pokaże kilka cytatów:
Jakub każe jej iść do sklepu gojskiego – bo wyżej wieś jest gojska – po
chrześcijański chleb. (s. 657)
Skoro nadeszły tak długo wyczekiwane czasy mesjańskie, to Jakub ma
rację, przestały obowiązywać prawa tego świata, prawa Tory. Teraz wszystko jest
na opak. (s. 657)
Chodzi o sprzęgnięcie razem trzech religii: żydowskiej, muzułmańskiej i
chrześcijańskiej. (s. 651)
(…) oni przeciwko Talmudowi występują, to jedno jest jasne. (s. 638)
Ten gest uczyniony w stronę chrześcijaństwa, konsekwentnie odsunął
Franka od sporej grupy tradycjonalistycznych Żydów, ale i wśród chrześcijan nie
dostarczył mu pełnego zrozumienia. Każda grupa traktowała go jak odszczepieńca,
dziwaka, aktora i kuglarza. Było też wielu, którzy widzieli w nim siejące
ferment, zepsucie i demoralizacje zagrożenie. Nie ulega jednak wątpliwości, że
Jakub Frank miał charyzmę, talent do zrzeszania ludzi i przekonywania ich do
swoich racji. Zwolenników znalazł wśród wyznawców judaizmu, chrześcijaństwa;
wśród tych mniej zamożnych i bogatych, aż po dwory wielkich tego świata – jak choćby
Katarzyny Kossakowskiej czy cesarzowej Marii Teresy.
Niejedna z postaci mogłaby powiedzieć: I poczułem wtedy, że stałem się
następnym ogniwem długiego łańcucha wtajemniczonych, który ciągnie się przez
pokolenia, a zaczyna się jeszcze gdzieś przed Szabtajem, przed Abulafią, przed
Szymonem bar Jochajem, przed, przed… w mroku czasów, i że ten łańcuch, choć
czasami ginie w błocie, choć zarasta go trawa i zasypują gruzy wojen, to on i
tak trwa i rośnie w przyszłość. (s. 802)
Mnie osobiście zastanawia na ile Jakub Frank faktycznie wierzył w swoje
interpretacje pism a na ile udawał, na ile był perfidnym manipulantem żerującym
na ludzkiej naiwności i łatwowierności. Nie ulega jednak wątpliwości, że miał
on w sobie siłę przekonywania, która w każdym nowym miejscu pozwoliła mu zebrać
sporą grupę zwolenników.
Jednak poza Jakubem występuje też w powieści bohater
zupełnie innej kategorii - zbiorowy (i mnie on osobiście bardziej zauroczył).
Jest nim bogata paleta mieszkańców Polski i Europy doby baroku. Z tej
społecznej panoramy wyłania się Polska kolorowa, wielojęzykowa, wielonarodowa,
ale i poraniona konfliktami klasowymi oraz politycznymi czy religijnymi
niedomówieniami. Widać w niej dworski luksus, nadużycia i słabości
duchowieństwa oraz biedę chłopów. Mamy tu przede wszystkim Żydów – rabinów,
kupców, tragarzy i nauczycieli; są też i polscy chłopi, kryminalni
uciekinierzy, duchowieństwo – od prostego dziekana po biskupów, szlachta z
mieszkańcami dworu, banita, a nawet i poetka – Elżbieta Drużbacka. Są w
powieści i Turcy ze swoimi kolorowymi, orientalnymi strojami, mnisi z Atos z
surowymi zasadami i dwór pełen przepychu i bogactwa. Od różnorodności i ilości postaci
można dostać zawrotu głowy! Co kilka stron pojawia się kolejna; zostaje ona z
czytelnikiem na dłużej, by wrócić (lub nie) za kilka, kilkanaście stron. Odnoszę
wrażenie, że choć czytałam uważnie, zgubiłam się w ilości bohaterów. Jak widać
z kart książki przemawia Europa dawno temu zmieciona przez wojny, powstania,
przewroty oraz zniszczona przy użyciu ludzkiej ignorancji oraz małoduszności. I
w tym powieściowym świecie zawsze chodzi o Jakuba i jego przewrotowe poglądy.
Nie byłaby Tokarczuk sobą, gdyby nie wplotła w swoją
historię rozważań na temat natury czasu, ruchu, zmienności, odchodzenia – niekoniecznie
w sensie umierania, istoty świata - która występuje jakby poza człowiekiem,
poza tym, co oczywiste; a najwięcej miejsca poświęcono oczywiście religii i świętości.
Dla bohaterów Ksiąg… (…) pustynia
jest jedynym na świecie miejscem, w którym czas zawraca, robi pętlę i wyskakuje
do przodu wielkimi susami, niczym tłusta szarańcza (…). (s. 824) I to
przekonanie, że (…) umysł człowieka potrzebuje świętości, więc szuka jej
wszędzie, niby pęd rośliny, który rosnąc w jaskini, pnie się do każdego,
najmniejszego nawet światła (s. 812) pozwoliło wielu pójść za głośnym, choć
nienatarczywym i wielce tajemniczym, wezwaniem Jakuba. I jak na wierną uczennicę
Junga przystało, sporo miejsce poświęciła autorka mitom, temu pierwotnemu i naturalnemu
sposobowi tłumaczenia świata, czytania i interpretowania jego znaków a także
próby ponownego odpowiedzenia na podstawowe pytania. Według jednego z książkowych
mitów: Najpierw świat przypomina pleśń, jest delikatny i biały, ale rośnie szybko,
pojedyncze nitki łączą się ze sobą, tworząc mocne poszycie. W końcu twardnieje
i odtąd zaczyna nabierać kolorów. (s. 826) A w tym na nowo opowiadanym, układanym
i hierarchizowanym świecie jest też i postać rodem z prastarych mitów: Jenta -
krewniaczka Jakuba; ni to umarła, ni to żywa; zawieszona pomiędzy stanami (jak
Jakub pomiędzy starymi wyznaniami) patrzy z góry, z zewnątrz na swojego rodaka i
rozumie, że jest wszechobecnym niemym świadkiem spraw naprawdę wielkich. I choć
nie jest głównym bohaterem, to od jej figury zaczyna się opowieść o Jakubie i
na niej się ona kończy. Bo niczym jakiś duch mądrości – podobnie jak Nachman – staje
się Jenta przewodnikiem po sprawach Jakubowych. Jako żywa-nie żywa ma ona zdolność
patrzenia głębiej i dalej, pojmowania więcej i wchodzenia w istotę, której inni
nawet nie są w stanie dostrzec. Jak w innych tekstach, wykreowała autorka postać
stojącą na marginesie, poza społecznością, niby realną, ale wymykającą się
utartym schematom mówienia o człowieku i tym, co dla niego najważniejsze. Dlatego
może ona myślą przekraczać granice czasu i przestrzeni.
Księgi Jakubowe
opowiedziała Tokarczuk przy użyciu mowy zależnej i niezależnej; wprowadziła narratora
wszechwiedzącego, czasem bezpośredniego czy narratora-świadka, a w partiach
listowych i pamiętnikarskich – pierwszoosobowego; językiem powieści jest bogaty,
pełen słów i zwrotów z języka hebrajskiego, arabskiego i łaciny. By wymienić
kilka: goj, nazir, agun, alef, szin, samech, gematria, notarikon, temura,
dragoman*. Rozdziały poszczególnych ksiąg są raczej długie, obszerne i bogate w
szczegóły. Rzecz się zmienia pod koniec książki, a w szczególności w ostatniej
księdze – jakby brak głównego bohatera nakazywał zakończyć opowieść, jakby przyszła
pora, by historia zaczęła żyć własnym życiem, już bez ingerencji „opowiadaczy”.
Ciekawymi zabiegami są: sposób numeracji stron, forma tytułu i zastosowanie
wielu ilustracji. Co do stron – podawane są od tyłu; historia zaczyna się na
stronie 906, a kończy na 24. - jakby chciano czytelnikowi powiedzieć, że prawdziwy
początek ruchu Jakuba Franka zaczyna się w miejscu kiedy on schodzi ze sceny,
kiedy nic już nie powie i teraz jego doktryna zaczyna żyć bez jego komentarza. Tytuł
– długi, barokowy, wielopoziomowy – nawiązuje do tytułu książki księdza
Chmielowskiego. A ilustracje to komentarz do treści, wyszukane w bibliotece Ossolińskich są dopełnieniem treści i rysów charakterologicznych bohaterów.
Jak widać Księgi Jakubowe. Wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych. Opowiadana przez zmarłych, a przez autorkę dopełniona metodą koniektury, z wielu rozmaitych ksiąg zaczerpnięta, a także wspomożona imaginacją, która to jest największym naturalnym darem człowieka. Mądrym dla memoriału, kompatriotą dla refleksji, laikom dla nauki, melancholikom zaś dla rozrywki to książka, w której skupiły się najważniejsze tezy i wątki z prozatorskiego
dorobku autorki, to obszerna kwintesencja jej mówienia o książkach, o
podróżach, o religiach, opowieściach, miejscu człowieka w jego najbliższym
środowisku i sektach, a przede wszystkich to głos w mówieniu o potrzebie i
znaczeniu wiary oraz wyznania w życiu każdego człowieka. Choć to monumentalna
praca, mam nadzieję, że nie ostatnia w wykonaniu autorki i że jej opus magnum jeszcze
przed nią:)
*Kilku z tych słów nie znalazłam w internetowych słownikach, więc być
może używam błędnych form mianownika.
Bardzo chciałabym przeczytać tę książkę, po Twojej recenzji jeszcze bardziej:) Na razie odstrasza mnie ceną, ale kiedyś na pewno się w nią zaopatrzę i przeczytam.
OdpowiedzUsuńNa ukazanie tej wielokulturowości najbardziej liczę:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że jest to naprawdę wyjątkowa publikacja oprawiona w niezwykłe wydanie. Przyznam się ze wstydem, że nie słyszałam nigdy wcześniej o osobie Jankiela Lejbowicza nazywanego Jakubem Frankiem. Ale swoim tekstem nieco przybliżyłaś mi jego sylwetkę, jednocześnie zachęciłaś do zapoznania się z całością fabuły ''Ksiąg Jakubowych''. Zatem postaram się popytać w bibliotece i moich znajomych o tę książkę i jak coś, to przeczytam.
OdpowiedzUsuńo rajuniu! chodzę obok tej książki i chodzę, zastanawiam sie i waham z jednej strony tak jej pragnę, a z drugiej się obawiam. i cóż robić? Chyba się skuszę...
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak Ami - przeglądam tę książkę za każdym razem w księgarni, ale się jej boję. Boję się, że sobie z nią nie poradzę, że nie jest dla mnie, że jest za trudna...
OdpowiedzUsuńMam wielka ochotę na tę książkę, ale - z drugiej strony, trochę się jej boję.
OdpowiedzUsuńImponująca książka, pozycja na pewno warta przeczytania, ale zastanawiam się, czy już teraz, czy może jeszcze muszę dojrzeć, zapoznać się z innymi książkami autorki.
OdpowiedzUsuńod premiery chodzi za mną ta książka, ale to jeszcze nie czas by po nią sięgnąć. powieść wymaga kupienia i pewnie ze dwóch tygodni, jak nie więcej samego czytania, więc zostawiam ją na przyszły rok.
OdpowiedzUsuńa jak oceniasz Córkę Lavransa, faktycznie taka dobra?
Słysząc komentarze na temat książki, wypowiedzi autorki, która znowu odsłania przed czytelnikiem misterną sieć ludzkiego umysłu - pomyślałam, że to chyba jej najważniejsza książka (jak do tej pory). Ilość materiałów, które zebrała, ogrom pracy włożony w pisanie - zasługują na ukłon w stronę Tokarczuk. Na takie książki można czekać całymi latami...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sama nie wiem, czy chcę ją przeczytać... muszę się zastanowić ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
Książka ta stoi na półce i czeka na swoją kolej. Trochę przerażają mnie jej gabaryty, ale mam nadzieję, że dam radę ;) Tylko trochę się boję, bo to moje pierwsze spotkanie z książkami Olgą Tokarczuk, a tematyka do łatwych nie należy.
OdpowiedzUsuń