Oto Ona!
Już kilka razy mówiłam, że nie wyobrażam sobie mojego czytania literatury bez Poświatowskiej - nauczyła mnie szacunku do słowa poezji, wysublimowanego języka liryki i prozy poetyckiej, a przede wyrzyskim szacunku do ukochanego i wiecznie niespełnionego życia; do tego życia, które jej się wymykało i którego nieustannie była głodna.
Oto moja Poświatowska (tekst jest fragmentem artykułu: M. Groń, Filozofia życia Wilhelma Diltheya a poezja Haliny Poświatowskiej, (w:) Filozofia w literaturze, literatura w filozofii, pod red. A. Iskra-Paczkowskiej, S. Gałkowskiego, M. Stanisza, Rzeszów 2013, s. 203 - 219.):
Oto moja Poświatowska (tekst jest fragmentem artykułu: M. Groń, Filozofia życia Wilhelma Diltheya a poezja Haliny Poświatowskiej, (w:) Filozofia w literaturze, literatura w filozofii, pod red. A. Iskra-Paczkowskiej, S. Gałkowskiego, M. Stanisza, Rzeszów 2013, s. 203 - 219.):
(...) w jej przypadku nie można mówić
o Poświatowskiej-filozofie, Poświatowskiej-poetce i Poświatowskiej-kobiecie – w
jej przypadku te trzy role stanowią jedno, tworząc po prostu Halinę
Poświatowską.
Urodzona się w Częstochowie w 1935 (na chrzcie otrzymała imię Helena,
oficjalnie zamienione na Halina dopiero w 1961 roku), córka Stanisławy i
Feliksa Myga w 1945 zachorowała na zapalenie stawów i wsierdzia czego
konsekwencją była wada serca. Od 1949 znajdowała się pod opieką prof. Juliana
Aleksandrowicza - pracownika krakowskiej Kliniki Chorób Wewnętrznych.
Lata 1953 – 1956 były okresem bogatym w wydarzenia: w sanatorium poznała studenta
Łódzkiej Szkoły Filmowej i malarza Adolfa Poświatowskiego, wiosną 1954 została
jego żoną, jako uczennica Korespondencyjnego Liceum Ogólnokształcącego
przygotowywała się do matury, a parę miesięcy po odebraniu świadectwa
dojrzałości otrzymała informację, że w Krakowie zmarł nagle Adolf Poświatowski.
Rok 1956 to również rok debiutu literackiego Haliny Poświatowskiej - redakcja
„Gazety Częstochowskiej” opublikowała Szczęście
i Człowiek z Annapurny.
Od tego momentu jej życie rozszczepiło się jakby na dwie, integralnie
złączone ze sobą części. Jedna była określana i organizowana przez chorobę,
wciąż pogarszający się stan zdrowia i ograniczenia z tego powodu wypływające, a
druga przez owocną, nabierającą tempa działalność poetycką. Niemniej zawsze –
od najmłodszych lat po wiek dojrzały – cechą charakterystyczną Poświatowskiej
był jej głód wiedzy, potrzeba obcowania z książką, pragnienie - choćby z
książek – poznania tego świata, który przez chorobę stał się niedostępny i
obcy, z którego została wykluczona. Wśród pozycji przez nią czytanych były
dzieła między innymi Goethego, Schillera, Norwida, Słowackiego, Gajcego,
Grochowiaka, Herberta, Różewicza, Tuwima, Miłosza, Szekspira, Woolf i wielu
innych. Z kolei z klasyków filozofii intrygowali ją: Platon, Arystoteles, Kant,
Kierkegaard, Russell, Wittgenstein – choć nazwiska te nie wyczerpują całej
listy jej lektur. Wspomniana ciekawość świata i ludzi towarzyszyła jej aż do
śmierci; zdawać by się mogło, że nigdy nie miała poczucia, że wie już
wystarczająco dużo.
Wydanie debiutanckiego tomiku (Hymn
bałwochwalczy, 1958) zbiegło się w czasie z wyjazdem do Stanów Zjednoczonych
(Filadelfia) na pomyślnie przeprowadzoną operację serca (asysta: dr Leszek Deresz).
Większość starań, aby projekt ten doprowadzić do skutku, podjął dr
Aleksandrowicz przy znacznej pomocy Polonii Amerykańskiej a o efektach operacji
informowało Radio Wolna Europa.
Mimo sprzeciwu literatów mieszkających w Stanach, postanowiła zostać w
Ameryce i rozpocząć tam studia. To początek najbardziej aktywnego okresu w życiu
Poświatowskiej. Przepełniają go staranie o przyjęcie na studia i przyznanie
stypendium, nauka języka angielskiego oraz przyspieszone kursy naukowe na Smith
College. To w tym okresie poznała czym jest prawdziwe życie – życie przeżywane
świadomie i właściwie bez ograniczeń, przepełnione zawieraniem nowych
znajomości (od których w jakimś sensie była uzależniona – można pokusić się o
stwierdzenie, że wciąż była spragniona nowych osób, kolejnych rozmów, światów
przez te osoby pokazywanych) i obcowania ze sztuką. Po raz pierwszy w życiu
poczuła Poświatowska jak to można tak zwyczajnie, po ludzku robić co się chce:
odwiedzać muzeum w Nowym Jorku, oglądać nocą nigdy nie zasypiające miasto czy
choćby spacerować po Manhattanie.
Po spędzeniu dwóch lat w Stanach wróciła do Polski. Tu też żyła aktywnie,
realizując plany naukowe i literackie. Rozpoczęła studia na Wydziale
Filozoficzno-Historycznym UJ, została przyjęta w poczet członków Związku
Literatów Polskich, zamieszkała w krakowskim Domu Literatów, tłumaczyła na
polski poezję hiszpańską, opublikowała reportaż o Ameryce - Notatnik amerykański i kolejny tomik
wierszy - dzień dzisiejszy, a w 1964
objęła posadę asystentki w Katedrze Filozofii Nauk Przyrodniczych na Wydziale
Filozoficzno-Historycznym UJ. W tym samym okresie przygotowywała się do
doktoratu na temat etycznego wymiaru nauczania Martina Luthera Kinga. Tempo
pracy, ilość obowiązków, różnorakie zainteresowania i zmęczenie negatywnie
odbiły się na jej zdrowiu – wada serca po raz kolejny dała o sobie znać. Mimo
to starała się nie zwalniać tempa: prowadziła ćwiczenia ze studentami,
wyjechała na stypendium do Paryża, publikowała opowiadania, kolejny tomik (Oda do rąk – 1966), autobiograficzną Opowieść dla przyjaciela.
Jednak w październiku 1967 musiała poddać się drugiej operacji serca (tym razem w
Warszawie).
Tydzień po zabiegu - w wieku 32 lat umarła. Pochowana została w rodzinnej
Częstochowie.
Już po śmierci ukazał się jej ostatni tomik – jeszcze jedno wspomnienie – zredagowany przez siostrę poetki - Małgorzatę
Potocką i Jana Zycha.[1]
Już z tej skrótowej biografii można wywnioskować, jaki stosunek do życia
miała Halina Poświatowska. Patrząc na tempo jej życia, na obowiązki na siebie nałożone,
projekty naukowe, których się podjęła, a także spis przyjaciół, których nie
chciała zaniedbywać, jawi się Poświatowska obowiązkowa i odpowiedzialna. Jest
to też Poświatowska, próbująca nadrobić stracony czas, która chce doświadczyć
każdego aspektu życia – to, co wcześniej uniemożliwiła jej choroba oraz to, co
niemożliwe mogłoby stać się w przyszłości. Z drugiej strony boleśnie odczuwała
to swoiste piętno choroby, odsunięty w czasie wyrok śmierci – przez najmniejszą
chwilę nie zdołała o niej zapomnieć.
[1]
Szczegóły z życia Haliny Poświatowskiej zawierają między innymi następujące
publikacje: G. Borkowska, nierozważna i
nieromantyczna. O Halinie Poświatowskiej, Wydawnictwo Literackie, Kraków
2001; K. Karaskiewicz, Halina
Poświatowska w zwierciadle swej kobiecości, Oficyna Wydawnicza RYTM,
Warszawa 2008; J. Marx, Kaskaderzy
literatury, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1990; M. Przyzwan, ja minę ty miniesz… Wspomnienia o Halinie
Poświatowskiej, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2008; M.
Szułczyńska, „Nie popełniłam zdrady…”.
Rzecz o Halinie Poświatowskiej, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1990.
Niemniej najpełniejszy obraz poetki zawarty jest w jej autobiograficznych
tekstach: H. Poświatowska, Listy,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998; H. Poświatowska, Opowieść dla przyjaciela, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996.
Ciekawe informacje można tez znaleźć w częstochowskim Domu Poezji - Muzeum
Haliny Poświatowskiej – otwarte w 2007 roku przy współpracy z Bratem Poetki –
Zbigniewem Mygą.
***
Jestem z upływającej wody
(zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.twojewiadomosci.com.pl/content/boska-halina-po%C5%9Bwiatowska-w-45-rocznic%C4%99-%C5%9Bmierci-wybitnej-poetki)
Jestem z upływającej wody
z liści które drżą
trącane dźwiękiem wiatru
przelatującego pośpiesznie
jestem z wieczoru
który nie chce usnąć
patrzy uparcie
głodnymi oczyma gwiazd
noc - poprzez niebieskie żyły
w każdym włóknie ciała
w końcach palców
pulsuje namiętnym niespełnionym
jestem ochrypłym głosem
milczącym głucho
nade mną dni
o wielkich pustych skrzydłach
mijają...
***
Chyba coś w tym jest, że osoby, które krótko żyją a kochają życie, żyją intensywnie, jakby chciały wszystko przeżyć w tym danym sobie krótkim życiu.......Halina Poświatowska tak właśnie żyła...
OdpowiedzUsuńTeż nie wyobrażam sobie swojego czytelniczego życia bez Poświatowskiej. Często wracam do jej wierszy, wciąż odkrywam je na nowo dla siebie. W smutku smakują pełniej.
OdpowiedzUsuń