(...) znikali we własnym piekle, położonym gdzieś w pobliżu nieustannie wydłużających się torów kolei obłędu (s. 105).
Określenia typu: „literackie odkrycie”, „olśnienie”, „perełka”
może i są banalne, ale nie znajduję innych i innymi kategoriami myśleć o tej
książce nie umiem... Poruszyła we mnie to, co intymne, emocjonalne, uczuciowe, wrażliwe, może i zapomniane,
uśpione, odrzucone, czy zduszone...
„Ścieżki Północy” to straszna książka – nie
da się temu zaprzeczyć. To książka, która dwoma historiami (a jednak wciąż
jedną) opowiada o tym, co głęboko w człowieku
skrywane, o tym, co osoba może w sobie nosić, kim jest i co to znaczy „być człowiekiem”.
Głównym bohaterem jest Dorrigo Evans. Można powiedzieć, że wygrał los na
loterii: jako pierwszy w rodzinie skończył studia, został lekarzem, dostał się
do wojska, zaręczył z dziewczyną z zamożnej rodziny, co już na wstępie otwierało
mu wiele drzwi i ułatwiało karierę zawodową… Tylko, że w czasie szalejącej na
świecie wojny nic nie jest łatwe i oczywiste. Nawet jeśli jest się w Australii –
bo przecież Japonia nie tak całkiem daleko. Więc i Dorrigo stał się jej ofiarą.
Aresztowany, osadzony w obozie jenieckim, zmuszony do budowy Kolei Śmierci (między
Birmą a Syjamem (dzisiejsza Tajlandia)) poznał oblicze wojny, mające ze
strzelaniem niewiele wspólnego, ale za to sporo z przekształcaniem jeńców w
tanią siłę roboczą, która bez jedzenia, snu, leków, mimo chorób, szalejącej
oraz dziesiątkującej - i więźniów i Japończyków - śmierci, mimo monsunów,
insektów, braku odzieży, podstawowych narzędzi i przy odurzonych lekami kierowników
obozu ma zaspokoić imperialistyczne zapędy cesarza japońskiego. Szał,
gorliwość, bezduszność, zaślepienie Japończyków oraz niemożliwość, niemoc i
bezsilność chorych, czy głodnych jeńców to dzień powszedni w dżungli.
Te opisy
osadzonych, którzy prawie gołymi rękami wydzierali lasom kolejne metry, by otwierać
drogę ku Indiom (kolonia Brytyjska) są przeciwstawiane wspomnieniom o szalonym
romansie Dorriga z Amy – o trzy lata młodszą od siebie żoną wujka. Swoją żywiołowością,
magnetyzmem, wrażliwością, wewnętrzną siłą, atrakcyjnością i nowoczesnością wniosła
wszystko to, czego brakowało związkowi Dorriga z Ellą, a co później stało się
lekarstwem na zło wojny, substytutem, namiastką normalności.
„Ścieżki…” to książka trudna i piękna jednocześnie. Zapierają dech i każą zwolnić tak opisy wojennej nikczemności, jak i historia miłosna. Majstersztykiem jest język książki – subtelny, ale precyzyjny, dokładny, ale miejscami wręcz liryczny, misterny i finezyjny. To nie jest narracja, przez którą się gna jak przez wojenną zawieruchę, ale to opowieść, która wsysa swoją wielopoziomowością, wielowątkowością i szufladkowością. Niesamowite jest to, z jaką poetyckością udało się autorowi odmalować napięcie i przyciąganie między kochankami, że znalazł słowa, by oddać to uczucie i że potrafił wszystko tak zgrabnie ponazywać. Może wystarczy choćby taka króciutka wzmianka: W poszukiwaniu Amy przepatrywał wszystkie pokoje swojego życia, lecz nigdzie nie mógł jej znaleźć. (s. 122) Ale nie można subtelnym językiem mówić o nikczemnościach wojny. Więc obok niego są i dosadne brutalizmy: (…) spali, obejmując najbliższego sąsiada nogami, otoczeni parującym odorem stęchłych wymiocin, brudnych ciał, gówna i potu, i tak jechali dalej, usmarowani kopciem i przygnębieni. Pięć dni bez jedzenia, sześć przystanków, trzy trupy. (s. 51)
„Ścieżki…” to książka trudna i piękna jednocześnie. Zapierają dech i każą zwolnić tak opisy wojennej nikczemności, jak i historia miłosna. Majstersztykiem jest język książki – subtelny, ale precyzyjny, dokładny, ale miejscami wręcz liryczny, misterny i finezyjny. To nie jest narracja, przez którą się gna jak przez wojenną zawieruchę, ale to opowieść, która wsysa swoją wielopoziomowością, wielowątkowością i szufladkowością. Niesamowite jest to, z jaką poetyckością udało się autorowi odmalować napięcie i przyciąganie między kochankami, że znalazł słowa, by oddać to uczucie i że potrafił wszystko tak zgrabnie ponazywać. Może wystarczy choćby taka króciutka wzmianka: W poszukiwaniu Amy przepatrywał wszystkie pokoje swojego życia, lecz nigdzie nie mógł jej znaleźć. (s. 122) Ale nie można subtelnym językiem mówić o nikczemnościach wojny. Więc obok niego są i dosadne brutalizmy: (…) spali, obejmując najbliższego sąsiada nogami, otoczeni parującym odorem stęchłych wymiocin, brudnych ciał, gówna i potu, i tak jechali dalej, usmarowani kopciem i przygnębieni. Pięć dni bez jedzenia, sześć przystanków, trzy trupy. (s. 51)
Tak skonstruowana narracja jest dwutorowa: opowiada o
wydarzeniach w dżungli i o historii z Amy; raz widzimy Dorriga podczas wojny,
raz na plaży z kochanką, a później znów w pokoju hotelowym, kiedy - zapijając
wspomnienia (wyrzuty sumienia? ból? smutek?) - przygotowuje się do odczytu i
promocji książki o wojennych losach. W tej książce nie ma narratora
wszechwiedzącego (choć narracja trzecioosobowa), nie ma typowych dialogów –
choć mówi każdy z bohaterów i ich - czasami długie - wywody zastępują narratorskie
dopowiedzenia. Jak dla mnie to narracja zbliżona do polisemiczności, gdzie tak
wydarzenia z dżungli, jak i te romansowe poznajemy z punktu widzenia głównych,
złożonych, postaci – każda z nich wnosi coś nowego do fabuły i to pod względem
akcji, jak i w płaszczyźnie przeżyć.
Z powyższego wynika, że „Ścieżki…” – wojenny
romans (upraszczając) – to piękna, trudna historia, opowiedziana językiem
wyszukanym i oryginalnym, gdzie każde zdanie jest ważne i nie ma ani jednego
zbędnego, a wszystkie one tworzą jedną wielką księgę prawd o człowieku.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
O japońskich obozach jenieckich czytałam w "Szkarłatnym drzewie nadziei" i "Królu szczurów" - coś niewyobrażalnego. Domyślam się, że to mocna i poruszająca książka i widać, że wywarła na Tobie ogromne wrażenie. To mi wystarczy za rekomendację.
OdpowiedzUsuńDoskonale zachęciłaś do sięgnięcia po książkę.
OdpowiedzUsuńW którą stronę świata by nie skierował swego wzroku i myśli trudno znaleźć jest miejsce, które by nie było naznaczone losem ludzi odczłowieczanych.....
Pozdrawiam Ciebie i Nowy Sącz ......
Książkę obserwuję od dawna i wiem, że w końcu nie będę mogła przejść obok niej obojętnie...
OdpowiedzUsuńPo miesiącu od przeczytania ciągle o niej myślę.... Dziś w telewizji powtarzają 'Most na rzece Kwai' - po tej książce nie zechcecie oglądać do końca.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie majstersztyki literackie!!
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na uwadze już jakiś czas. Jak tylko czas pozwoli. Uwielbiam pięknie napisane powieści. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń