(…) pozostałości zapiętego po ostatni guzik życia (…) pustymi porcelanowymi maskami (…). s. 70
Po
książki sięga się z różnych przyczyn. Jest ich tak wiele, jak wiele jest
gatunków i tematów literackich (od naukowych po rozrywkowe). Najbardziej lubię,
kiedy książka mnie zaskakuje; biorąc ją do ręki niczego się nie spodziewam,
niczego nie zakładam, a później jest efekt „wow”.
Takie
„coś” spotkało mnie przy czytaniu historii „Wszystko, czego wam nie
powiedziałam”.
Książka,
będąca debiutem powieściowym Celeste Ng, zaczyna się jak kryminał: pewnego
późnowiosennego poranka pewna amerykańska rodzina spotyka się przy śniadaniu i
okazuje się, że przy stole brakuje najstarszej córki. Rodzice i rodzeństwo
rozpoczynają poszukiwania, zaczynają się telefony do znajomych, rozmowy z
sąsiadami, konsultacje z policją, ale wraz z upływem godzin napięcie coraz
bardziej rośnie: nikt nic nie wie, nikt niczego nie podejrzewa i wszystkich w
jednej chwili ogarnia bezradność. Bo jak to jest możliwe, że jedna z lepszych
uczennic, lubiana, szanowana i otoczona koleżankami nastolatka może zniknąć,
przepaść bez wieści i ani rodzice, ani rodzeństwo, ani znajomi nie mają
pomysłu, gdzie jej szukać i co jest powodem dziwnego zajścia?
Ciekawym
zabiegiem narracyjnym jest tu nietypowa gra z konwencją, objawiająca się na
dwóch polach. Po pierwsze: czytelnik już w pierwszym zdaniu dowiaduje się, co
stało się z dziewczyną: „Lydia nie
żyje”; te trzy słowa sprawiają, że jest o krok przed bohaterami, że jest
pomiędzy nimi a trzecioosobowym narratorem i nie traci czasu na pytanie: „Co
się stało?” lecz skupia się na: „Dlaczego?”. Po drugie: uzyskana na wstępie połowiczna
odpowiedź na nierozszyfrowaną jeszcze w pełni zagadkę przesuwa punkt ciężkości fabuły
z powieści kryminalnej na psychologiczną. Bo próbując, wraz z rodziną, zrozumieć,
dlaczego stało-się to co-się-stało, na oczach czytelnika rozpada się świat z pozoru normalnej i przeciętnej
rodziny klasy średniej z aspiracjami do wyższej. Okazuje się, że to rodzina jedynie
z pozoru normalna, z mglistą przeszłością rodziców i pełna niewypowiedzianych
żalów; za fasadą typowości, o której marzą rodzice Lydii, kryją się bolączki
dzieci, próbujących żyć życiem innych. W tej historii nikt nie jest tym, za
kogo się podaje, kim chce być, każdy kogoś udaje i odcina się od siebie
prawdziwego. Pozostaje pytanie: dlaczego? A uzyskanie odpowiedzi utrudnia opowieść fragmentaryczna, postrzępiona, zbudowana na bazie retrospekcji i wspomnień wielu postaci. I kiedy czytelnik uzyska już odpowiedz
o przyczynę zachowania, ogarnia go taka irytacja, złość, bunt przeciw
powieściowej rzeczywistości, że trudno mu pamiętać, że to fikcja literacka.
Debiutancka
powieść Ng obdziera z pozorów, demaskuje fałsz, zakłamanie i mistyfikacje,
które - zdaje się – są oczywistością
relacji międzyludzkich. Okazuje się, że nawet w rodzinie jesteśmy sobie obcy,
nic o sobie nie wiemy, nie słuchamy się, bo słuchać się nie chcemy, jakby najistotniejsze
były ja i to, co moje, prowadzimy grę ze sobą i całym społeczeństwem, będąc
przekonanym, że narzucane układy zakazują autentyczności.
Choć
ta książka zaczyna się wątkiem kryminalnym, prowadzi czytelnika do wniosków
rodem z prac socjologicznych. I nie są to wnioski miłe dla emocji.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Ta okładka mnie przyciąga. Zawsze myślałam że nie ma nic gorszego niż poznanie zakończenia na początku, ostatnio przekonałam się że jest inaczej i taka lektura również potrafi wciągnąć. Na pewno przeczytam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo lubię, gdy bohaterowie są wyposażeni w dobre portrety psychologiczne, a gdy jeszcze objawia się cała przewrotność pisarza, gdy wszyscy okazują się inni niż na początku - robi się jeszcze ciekawiej.
OdpowiedzUsuńNa książkę mam wielki apetyt, ma to co lubię:)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że atutem książki, oprócz wnikliwej analizy psychologicznej bohaterów, jest mądra diagnoza relacji międzyludzkich typowych dla współczesnego świata. Nieumiejętność porozumiewania się, ukrywanie się za pozorami, osamotnienie dotykają każdego z nas. Nie znam książki, więc bardzo chętnie po nią sięgnę. :-) I, co przyznaję z ogromną przyjemnością, zamierzam przejrzeć Pani teksty, przeczytać je od deski do deski. Już teraz wiem, że dostarczą mi wiele wrażeń.
OdpowiedzUsuńLubię książki pogłębione psychologicznie. Podobnie mam z filmami.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest wtedy dobra, gdy nas zmusza do refleksji i także potrafi coś w nas zmienić.
I po tym co napisałaś wnioskuję, że ta taka jest.
A jak to jest w rodzinie sami doskonale poznajemy.....gdy się w siebie nawzajem nie wsłuchujemy a słuchamy tylko swojego głosu rozdźwięk jest nieunikniony....
Poszukam w bibliotece.