Nikomu nie mogę tutaj ufać. (s. 197)

          Zawodowo jestem na etapie mitów (ostatnio esej Herberta o Narcyzie) i „Pana Tadeusza” (czytanie ze zrozumieniem w oparciu o tekst Witkowskiej). Już wnet zajmiemy się „Królem Edypem” i „Kordianem”. Ale o blogowych zobowiązaniach nie zapomniałam (choć w ogóle tego tutaj nie widać – wiem). Szykuję się do tekstu o „Księdze ryb…” (czeka od końca sierpnia), „Gorskim” (czeka od połowy sierpnia), a najbardziej realnym wydaje się być ten o „Muzie”. Bo czytam. Tzn. staram się czytać – i to nie tylko zawodowo, ale również blogowo. Jak zwykle – najczęściej czytam w autobusie. A że jesień nie-mokra, więc i ten autobus rzadko występuje…. Ale czytam. I czasem - kiedy tak wracam po godzinach obcowania z literaturą klasyczną, z toposami, archetypami, z poważnymi szkicami krytycznymi na temat poważnych tekstów - aż mi się tęskni do czegoś oczywistego, nie wymagającego i prostego w odbiorze. Więc ostatnio padło na „Milczenie nocy”.
Milczenie nocy        Jak w przypadku poprzedniej książki autor znów przenosi czytelnika do odległego, małego, zimnego ale dusznego atmosferą klaustrofobii islandzkiego miasteczka. Znów spotykamy młodego policjanta, Ari Thóra, który – zdaje się - po latach szamotania z samym sobą wreszcie na dobre znalazł swoje miejsce w świecie i drogę, którą chciałby iść. I jak na młodego, energicznego, pełnego aspiracji człowieka przystało – mimo uporczywego przeziębienia – z werwą, zawziętością oraz zapałem podchodzi do kwestii śmiertelnego postrzału swego nowego przełożonego. Tym bardziej, że zdarzenie miało miejsce w walącym się i opuszczonym budynku okrytym mroczną przeszłością a zajście poprzedziły dwa dość dziwne i tajemnicze telefony.      Autor wcześniejszą już częścią oswoił czytelnika z widokiem dociekliwego, wnikliwego i wykazującego się samodzielnością czy pomysłowością bohatera, kiedy ten zawzięcie dąży do odkrycia prawdy. I w tym swoim profesjonalizmie jest w stanie zapomnieć nawet o własnej urażonej dumie czy zwiedzionych nadziejach. Wszystko byleby stanąć na wysokości zadania. 
           Ale w tej powieści mamy nie tylko śmiertelnie postrzelonego policjanta, drugiego rzetelnie wykonującego swoją pracę, trzeciego wracającego na stare śmieci (by pomóc temu drugiemu), ale są i wisząca w powietrzu małżeńska zdrada, zawsze smutna i emocjonalnie wyciszona żona, chorobliwie ambitny burmistrz i jego tajemnica asystentka, gadatliwa staruszka i „śliski” lokalny gangster. 
          Te wątki sprawiają, że „Milczenie nocy” jest dobrą książką, którą dobrze się czyta po godzinach intensywnego wysiłku. Prowadzi ona czytelnika po zawiłościach małego miasteczka, sięgających niekiedy odległej przeszłości skomplikowanych związków między bohaterami, a prostota konstrukcji postaci, uzyskanie odpowiedzi na wszystkie niejasności i zamknięta kompozycja sprawiają, że przy tej książce można odpocząć. I nic więcej. 
         Bo „Milczenie…” nie dostarcza wzniosłych uczuć estetycznych, nie zachwyca skomplikowanymi postaciami, nie powala zaplątaną fabułą, pięknym językiem opowiadania, konstrukcją narracyjną (choć tu jest pewien niewykorzystany pomysł korelacji dwóch narratorów: pierwszo- i trzecioosobowego; ten pierwszy jest głosem z przeszłości (ale słabo go dopracowano i w efekcie wyszedł mdły), a ten drugi – z teraźniejszości i głównie to on towarzyszy czytelnikowi), czy lekkim niedopowiedzeniem (tutaj każdy wątek jest zamknięty – niekiedy wręcz z wykorzystaniem skrótowości streszczenia). 
           Takim sposobem książka jest jedną z wielu, którą można – ale nie trzeba - przeczytać, której fabułę można zapamiętać, ale niekoniecznie, którą można zatrzymać na półce, lub podarować innej zmęczonej osobie. Bo jedno nie ulega wątpliwości – przy tej historii można się wyłączyć.  
                


ZA WERSJĘ PRASOWĄ KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Wydawnictwo

Komentarze

  1. Opis książki i Twoja recenzja brzmi dość ciekawie, jednak nie jestem co niej w tej chwili zbyt przekonana. Kiedyś na pewno się na nią skuszę, lecz póki co chyba sobie odpuszczę :)
    Justyna z livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam krwawe książki - te mniej i bardziej krwiste. Musiałabym się zaprzyjaźnić z tą pozycją, może być wyjątkowo ciekawa. Powodzenia w szkole. My już za "Królem Edypem" i jestem ciekawa co będzie następne. Jak nam ze Słowackim wyjdzie to chyba się postrzelę i może ktoś o mnie książkę napisze.
    Pozdrawiam // Książki w Piekle ♥

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz