„(…) przecież o malowanie tu, właśnie, do cholery, chodzi”. (s. 276)
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
W
swojej czytelniczej historii mam takie książki, które wessały od pierwszych
zdań. Wystarczy, że wymienię: „Prawiek i inne czasy”, „Podróż ludzi księgi”, „Miniaturzystkę”,
„Nieważkość”, „Tajemnicę Domu Helclów”, „Siłę wyższą”, „Penelopiadę”, „Wyznania”,
„Pestkę”… A ostatnia to „Muza” autorstwa Jessie Butron - wychwalanej równo dwa
lata temu (recenzja tu: http://zielonomi939.blogspot.com/search?q=miniaturzystka)
za pełną rozmachu i panoramiczności, ale przede wszystkim za nutę zgrabnie
dawkowanej tajemniczości „Miniaturzystkę”.
I
w najnowszej powieści (premiera 24.11) autorka wprowadza czytelnika w świat
sztuki, artystów, obrazów, marszandów, półświatka artystycznego, gdzie bogactwo
mierzone jest tak naprawdę nie zasobnością portfela lecz zawartością ram
wiszących na ścianach (mieszkań lub
galerii). Jej książka to powieść o ludziach, którzy dla sztuki pracują, którzy
się dla niej poświęcają, przekraczają granice, często kłamią, łamią zakazy, których
życie stało się sztuką dla innych, którzy jej rozwój śledzą, jak dobrze skrojoną
intrygę, którzy widzą w niej jednocześnie sprzymierzeńca i zdrajcę; to opowieść
o tym, jak pokrętna jest droga do sławy i jakimi meandrami chadza ona oraz jej
lokaje; ta powieść odsłania tajniki pracy marszandów, twórców galerii, odpowiadając
na pytanie, jak daleko są w stanie się posunąć w staraniach o upragnioną
zdobycz. To też powieść o tym, jak obraz, jego tajemnice, pokrętne losy, mogą
stać się obsesją, jaką mają moc w zawładaniu ludzką świadomością; jaką moc,
siłę przyciągania i magnetyzm może mieć obraz – dzieło dawno nieżyjącego,
niszowego, ale charyzmatycznego, malarza-rewolucjonisty.
Tutaj,
jak w przypadku „Miniaturzystki”, główne głosy oddała autorka kobietom: żyjącym
w Hiszpanii połowy lat 30. - Teresie i Oliwii oraz mieszkankom w Londynie końca
lat 60. - Odelle i jej przełożonej. Te pierwsze są świadkami powstania pewnego
obrazu i zawiłej drogi do jego sławy. Te drugie z kolei obserwują drugą młodość,
kolejną falę zachwytów nad dziełem i jego twórcą; te pierwsze widzą, jak sława
się rodzi, a te drugie jak – na skutek odnalezienia dzieła sztuki – na nowo
wybucha.
Tylko
czy wszystko jest tym, czym wydaje się być? Córka marszanda tylko córką? Malarz
jedynie sprzymierzeńcem ludu? Marszand zawsze zabieganym handlarzem? Pomoc domowa
dziewczyną do sprzątania? Pracownica nowoczesnej galerii ekspertem od plastyki?
Maszynistka utalentowaną literacko pracownica biura? A młody chłopak pogrążonym
w żałobie po matce spadkobiercą niejednoznacznego w odbiorze płótna?
W
tej intrydze z obrazem w roli głównej roi się od aluzji, niejasności,
niedopowiedzeń, fragmentaryczności, z którymi, przy pomocy retrospekcji i
wsłuchując się w dwóch narratorów, czytelnik musi sam się zmierzyć. To opowieść
o tym, jak wielka historia sprzyja nagromadzaniu się tajemnic, jak tajemnice
podsycają ogień sławy, i jak bardzo temu blisko do fałszu.
Autorka może i nie umie stworzyć psychologicznej
głębi czy zawiłej, pełnej niuansów i wielowątkowości fabuły. Ale na pewno są to przemyślane, dobrze opracowane, kompozycyjnie dopieszczone powieści godne uwagi: ze względu na motyw główny (sztukę), głównego bohatera
(dzieło sztuki), wiarygodność historyczną, obyczajową, przemyślaną konstrukcję
fabularną i narracyjną. To są powieści zgrabnie opowiedziane, z
ciekawymi perypetiami, których finał chce się poznać - już-teraz-natychmiast... A później jest żal, że już koniec...
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA
EGZEMPLARZA PRASOWEGO DZIĘKUJĘ
Świat sztuki wydaje się kuszący, a powieść opowiadająca o jego meandrach i zagadce z nim związanej, zachęcająca. Nie spotkałam się wcześniej z twórczością Jessie Burton, ale po przeczytaniu tej recenzji, czuję się zmotywowana do sięgnięcia po "Muzę" :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę już odhaczyłam jako pozycję obowiązkową do przeczytania :)
OdpowiedzUsuń