(…) dorosłość polega na tym, że pozwala się spoczywać w pokoju duchom z przeszłości” (s. 258). Małgorzata Warda - „Ta, którą znam”

           Wydaje się, że opowieści o relacjach rodzinnych (a w szczególności o trudnych relacjach rodzinnych), o zaszłościach, wzajemnych niechęciach, nagromadzonych żalach z przeszłości i skomplikowanej teraźniejszości są najczęstszym motywem literackim – czy to w warstwie pierwszoplanowej czy jako wątek drugoplanowy lub wręcz epizodyczny. Element ten pojawia się również w ostatniej książce Małgorzaty Wardy - „Ta, którą znam”.
          Pierwsze strony sugerują, że może to być powieść o pełnej sukcesu i zawodowego spełnienia drodze, jaką Ada - pochodząca z małego i zapyziałego miasteczka – przebyła, by stać się jedną z najbardziej rozchwytywanych fotomodelek. Ale nie - motyw z wypadkiem samochodowym jej siostry i konieczność przyjazdu bohaterki do domu, gdzie czeka zrozpaczony ojciec i dwie zagubione siostrzenice sugeruje, że może to być opowieść o nękanej wiatrem w oczy przeciętnej rodzinie, która po traumatycznych chwilach – jak to bywa w powieściach obyczajowych – podnosi się z upadku i wiedzie dalej spokojny żywot. Dość szybko okazuje się, że to też nie ten typ powieści. Bo wspomniany powyżej wypadek sprawia, że Ada musi uporać się z demonami z przeszłości, uczciwie odpowiedzieć (przede wszystkim innym) na pytanie, dlaczego tyle lat minęło od jej ostatniej wizyty w domu i dlaczego jej relacje z innymi charakteryzują przede wszystkim dystans i niedopowiedzenie. 
              Okazuje się, że „Ta, którą znam” to jedynie z pozoru opowieść o zwyczajnej, przeciętnej rodzinie, zmagającej się z dość typowymi problemami, w której jest picie - ale z umiarem i bez patologii, w której są zdrady - ale bez chęci upokorzenia, są rozwody - ale bez popularnego prania brudów, są spory i tarcia - ale bez pogwałcania rodzinnej lojalności. Jednak dość szybko okazuje się, że tu nie o relacje międzyludzkie chodzi, ale o fakt, że każda z tych postaci ma w sobie zadrę, jątrzącą się ranę, piętno, z którym radzi sobie sama, z innymi tworząc jedynie relacje powierzchowne i banalne. Więc mamy tutaj samotnego wilka-reportera odsłaniającego losy tych, którzy mają zdecydowanie gorzej do niego, mamy samotną matkę, eks-policjanta, którego dręczy nierozwiązana w przeszłości sprawa morderstwa młodej turystki, lokalnego rzezimieszka, który już od wczesnej młodości budzi postrach w lokalnej społeczności i mamy też starą cegielnię, na widok której Ada kurczy się w sobie jak małe przerażone dziecko. 
           Znajdujące się na końcu książki pytania do tekstu i ukryte w nich statystyki sugerują, że głównym wątkiem powieści należy uczynić motyw gwałtu i zastraszenia ofiary. Ale rozchwianie i wewnętrzne zagubienie innych bohaterów każe na „Tę, którą znam” popatrzeć z szerszej perspektywy. Tym sposobem książka Wardy staje się opowieścią o samotnym zmaganiu się z demonami przeszłości, o tym, że banałem jest fraza „zacząć wszystko od nowa” (bo jak to od-nowa miałoby przebiegać i wyglądać?). I po raz kolejny okazuje się, że nie można z drugim człowiekiem zbudować zdrowych i szczerych relacji, jeśli wciąż towarzyszą dni, które dawno powinny być zamknięte. 
             Może to zbyt dosłowny i pozbawiony głębszej interpretacji odbiór powieści, ale jak dla mnie jest ona czymś znacznie więcej niż obyczajówką o rodzinie nękanej różnymi przeciwnościami i błędnymi decyzjami jej członków, czymś poważniejszym niż opowieścią o dziennikarzu rzucającym się w wir pracy oraz czymś szerszym niż powieścią o brutalnym morderstwie i gwałcie. A czym może stać się dla was? Sprawdźcie. Polecam.    

ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA WERSJI PRASOWEJ KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Prószyński i S-ka

Komentarze

  1. Pierwsza recenzja, z wielu, która mnie zaintrygowała. Przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  2. Od bardzo dawna jestem ciekawa tej książki. Twoja recenzja utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że naprawdę warto się z nią zapoznać.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz