„Polska, szalona i radosna z odzyskanej wolności, leży dziś między Rosją bolszewicką i zrewolucjonizowanymi, socjaldemokratycznymi Niemcami” (s. 42) – Warszawa literacka w okresie międzywojennym, Piotr Łopuszański
(…) I tłum na ulice wylegnie,
Z kątów wypełznie, z nor wybiegnie
Świętować wiosną w mieście,
Świętować jurne święto.
I Ciebie się pochwali,
Brzuchu na biodrach szerokich
Niewiasto! (…)
Takie oto słowa w 1918 poddawał ostatniej
korekcie młody Tuwim. Kiedy jego „Wiosna. Dytyramb” dotarła do licznych
odbiorców w społeczeństwie zawrzało. „Zaprotestowali studenci, grzmiała prasa.
O młodym poecie zaczęło się mówić w środowisku literackim. I o to chodziło. (…)
Cała warszawska prasa komentowała wybryk poety. Redaktor odpowiedzialny pisma,
Edward Boyé, ustąpił ze stanowiska. Odszedł również opiekun pisma, profesor
Juliusz Kleiner. W kolejnym numerze ukazał się list otwarty byłych
współpracowników pisma, którzy napisali: „Nie znamy w poezji utworu bardziej
obrażającego estetyczne uczucia czytelnika”. Koledzy studenci pisali, że Wiosna
to „ Dzieje grzechu w miniaturze”. (…) Tuwim nie przejął się tą opinią i
skandalem. Postanowił dalej „epatować filistra”. Na wykładzie profesora Józefa
Kallenbacha oświadczył głośno, że „takie wykłady są zniewagą dla literatury
polskiej”. Nie wyjaśnił, co mu się nie podobało. Poza tym sam żadnych studiów
nie ukończył” (s. 32).
Pełno tego typu opowieści i anegdot w opublikowanej niedawno
przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka
książce „Warszawa literacka w okresie międzywojennym” Piotra
Łopuszańskiego. Ale książka nie jest jedynie zbiorem barwnych czy pikantnych
opowieści z życia literackiego półświatka (a stanowią one zasadniczy atut tej pozycji),
które wyznawało na przykład zasadę, że Pod Picadorem: „Zabraniano wstępu osobom
zbyt trzeźwym oraz odgadywania rymów” (s. 45).
Bo „Warszawa literacka…” próbuje
wykazać liczne związki literatury z modą, gustami, upodobaniami, szerokim
rozumieniem słowa „obyczajowość”, z polityką, wielką historią, przemianami
społecznymi, teatrem, radiem a przede wszystkim z biurem cenzur. Z książki
Łopuszańskiego wynika, że dwudziestolecie to epoka pisarzy modernistycznych
oraz twórców średniego i młodego pokolenia, którzy totalnie różnili się manierą
mówienia o rzeczywistości, poglądami, usposobieniami, ale jedno jest pewne:
potrafili oni wszyscy zająć jasne i wyraziste stanowisko względem zachodzących
zmian oraz odbudowującego się kraju. Pracownicy urzędów, wykładowcy,
prelegenci, dziennikarze, twórcy kawiarń, teatrów, kabaretów czy autorzy
odczytów o roli literatury w wolnym kraju – oni wszyscy próbowali się
ustosunkować do otrzymanej wolności, odbudowywania się państwowości, do wcześniejszych
okresów rusyfikacji i niemieckiej dominacji, późniejszego przewrotu majowego i
sanacji. Imprezowanie Lechonia, wariactwa i romanse Witkacego, pełne powagi
uwagi Dąbrowskiej, dygresje Nałkowskiej mieszają się w „Warszawie literackiej…”
z licznymi statystykami, opowieściami o codziennych bolączkach, niedostatkach i
oczekiwaniach przeciętnych warszawiaków, z czego jasno wynika, jak, mimo
trudności w organizacji codzienności, ważne były swoboda twórcza i możliwość
wypowiadania się – nawet jeśli treść wypowiedzi nie każdemu przypadała do
gustu.
Nie mogę powiedzieć, że książka Łopuszańskiego nie ma niedociągnięć, bo
ma. Częste przeskakiwanie z wątku-na-wątek, brak spójności, fragmentaryczność,
niedopowiedzenia (niedoprecyzowania) (jak na przykład w
tym fragmencie: „(...) autor na stronie tytułowej napisał
odręcznie wierszyk o córkach Marszałka i książkę z owym
wierszem przesłał Józefowi Piłsudskiemu. Marszałek zrewanżował
się, przesyłając przez adiutanta „Moje pierwsze boje”. W
swojej twórczości poetyckiej nawiązywał do poetów młodopolskich,
Langego, Tetmajera oraz do Leśmiana i skamandrytów” - i ja się
pytam, kto nawiązywał? Piłsudski?) sprawiają, że ma się
wrażenia czytania wersji jeszcze roboczej, bez ostatecznej korekty – co może
być prawdą, gdyż ja korzystam z EGZEMPLARZA PRASOWEGO. Mam nadzieję, że wersje
premierowe są już doszlifowane i dopieszczone, gdyż autor, który innym zarzuca
błędy merytoryczne i niedokładność sam nie może sobie na nie pozwolić.
Ale nie
ulega wątpliwości, że anegdoty, wycieczki w prywatę i półoficjalność, szczypta
pikanterii, intymności i spora dawka humoru
oraz ta próba znalezienia wspólnej nici między najbanalniejszą – nawet
polityczną - codziennością a potrzebą literackości i sztuki są potężnym walorem
„Warszawy literackiej…” Łopuszańskiego.
Komentarze
Prześlij komentarz