Ludzie z innego świata - Czerwone dziewczyny, Kazuki Sakuraba, s. 31.
Historia rozpisana na
trzy części. Pierwsza obejmuje, począwszy od roku 1953, ponad 20 lat i jej
główną bohaterką jest - mająca swe korzenie w owianym tajemnicą rodzie z gór -
Manyo, druga to koleje dwie dekady począwszy od roku 1979 i tutaj główną
postacią jest córka Manyo – Kemari, a część trzecia, poświęcona wnuczce Manyo,
rozpoczyna się w roku 2000 i jest bez końca, ma trwać nadal.
Trzy kobiety, trzy
różne historie opowiedziane trzema różnymi narracjami. Tak w telegraficznym
skrócie można omówić „Czerwone dziewczyny”.
Manyo to kobieta „stamtąd”, „przybysz”,
„podrzutek”. Na realia równin, małego miasteczka żyjącego pomiędzy stocznią a
hutą patrzy z boku, na swój sposób rozumie je inaczej, odbiera je jakby innymi
zmysłami i opowiada swoistym językiem. To ta inność, wymykanie się oczywistościom
- jak choćby nie opanowanie umiejętności czytania - czyni ją niesamowitą, zagadkową
i ciągle otoczoną aurą tajemniczości. I choć rozumienia kodu alfabetu Manyo nie
opanowała, posiadła dar widzenia przyszłości i interpretowania znaków –
widziała nieoczywistość w oczywistości, czym zaskarbiła sobie uwielbienie,
szacunek i miłość wymagającej teściowej.
Druga z kobiet to kierująca damskim
gangiem wulgarna buntowniczka, która nie boi się nikogo i niczego. I jak dla
mnie, to najsłabszy wątek tej powieści – z jednej strony czytamy o sprytnej
dziewczynie dobrze radzącej sobie w półświatku bliskim yakuzie, a z drugiej to
opowieść o typowej zbuntowanej nastolatce, która niejednym wybrykiem przysparza
rodzinie zmartwień, a wśród kolegów budzi postrach. I nawet opowieść o jej
wychodzeniu z buntu, znalezieniu sobie innego ujścia dla wciąż kipiących emocji
i pasji wydaje się naciągana.
Z kolei jej córka to postać łącząca te dwie,
jakże skrajne, kobiety. Jako osoba wrażliwa na prastarą mądrość babki, widzi
jej siłę i rolę, jaką odegrała w bujnej oraz skomplikowanej przeszłości
rodziny. Ale jako córka swej zawsze hardej i upartej matki nie wyobraża sobie,
by nie rozwiązać zagadki kryjącej się w ostatnich słowach wypowiedzianych przez
umierającą babkę. I ta droga dochodzenia do prawdy o jednej z największych
tajemnic babci, okaże się jej osobistą drogą ku dobie – ku własnym miejscu w
świecie.
O „Czerwonych dziewczynach” napisano wiele: że echa realizmu
magicznego (fakt – część pierwsza jest mu bardzo bliska, jest ten duch baśni,
rytm prastarych opowieści, elementy mitów i próby ich widzenia w detalach
codzienności), że to opowieść o sile kobiet, że to współczesna baśń dla
dorosłych z dalekiej Japonii, z duchem nieśmiertelnej yakuzy. A ja powiem tak:
część pierwsza rewelacyjna, aż chciało się więcej i to w takim samym duchu czy z
takimi opowieściami, czytanie części drugiej to rozczarowanie, estetyczny zawód
i żal za zmarnowany potencjał, z kolei ostatnia przynajmniej w części rehabilituje
wcześniejszą gorycz – bo dość sprawnie wplata elementy historii
detektywistycznej.
I choć „Czerwone dziewczyny” chciałyby pretendować do roli
genialnej powieści mówiącym magicznym językiem o ludziach magicznego kraju, jak
Europejczycy traktują Japonię, pozostaje jedynie powieścią więcej niż dobrą
(ale nie rewelacyjną) snującą ciekawą historię o prastarym rodzie, którego siłą
i wielkością były jego kobiety.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Lektura wciąż przede mną.
OdpowiedzUsuńMi bardzo podobała się część pierwsza, najmocniej druga, a trzecią uważam za najsłabszą. Ogólnie całą książkę oceniam bardzo wysoko i chciałabym, żeby wydano coś więcej tej autorki :)
OdpowiedzUsuń