Tylko całować się trochę trudniej (s. 248) – K. Szołajski, Wisłocka, czyli jak to ze sztuką kochania było
Któż nie słyszał o „Sztuce
kochania”? Książce, która swego czasu złamała tabu, wyraźnie odpowiedziała na
kilka pytań czy wątpliwości, która wniosła ferment, o której było głośno zanim
cenzor klepnął zgodę na druk, która dowodziła, że seks to nie tylko zryw
powiększający rodzinę? Chyba nie ma takiej osoby.
Tym bardziej, że fabularny
film o jej autorce – Wisłockiej – był ostatniej wczesnej wiosny dość popularny.
Równolegle z nim nastąpił wysyp publikacji mających przybliżyć postać
Wisłockiej, okoliczności powstania jej pracy, narodzinach seksuologii, nawet po
raz kolejny wznowiono kultową już „Sztuką kochania”. Również Wydawnictwo Świat
Książki miało swój udział w przypomnieniu opinii publicznej o Wisłockiej.
Wydało książkę Szołajskiego „Wisłocka, czyli jak to ze sztuką kochania było”.
Pozycja
jest fikcyjną opowieścią o tej lekarce, o jej – często intymnych i pełnych empatii
- relacjach z pacjentkami, o jej pracy w poradni i pracy nad książką, o
lawirowaniu pomiędzy urzędnikami a Kościołem, o zmaganiach z cenzurą PRLu, o osaczeniu
przez SB, o walce o każdy szkic, akapit i zdanie – kontrowersyjne dla
wielmożnie nam panujących panów z Komitetu. W wątki o zawodowych perypetiach
wplótł autor sporo akapitów mówiących o jej życiu osobistym – trudnym i
nieudanym małżeństwie, skomplikowanym macierzyństwie, romansach…
I mając na
uwadze, że jakiś czas temu Szołajski nakręcił film dokumentalny o Wisłockiej, w
którym ona sama maiła więcej niż przysłowiowe pięć minut, wydaje się, że
temperament, osobowość, charyzma i takt czy wręcz czułość w stosunku do innych zostały
w książce rozrysowane dość wiarygodnie.
Z pozycji tej wyłania się
kobieta:lekarka-prekursor, szaleńczo wierząca w swój projekt i jednocześnie kobieta:kobieta
– ucząca innych, jak nie popełnić tych licznych błędów, które stały się kiedyś jej
udziałem.
Nie powiem, Szołajski pozwolił sobie na sporą dawkę fantazji i fikcji,
ale zamysł pokazania okoliczności powstania „Sztuki kochania” i nastrojów temu
towarzyszących udał mu się całkiem nieźle.
A że książka Wisłockiej, tak
zgrabnie tytułem nawiązująca do fundamentów kultury europejskiej (antyku),
stała się przełomowa - nie ulega wątpliwości.
Komentarze
Prześlij komentarz