(…) szykowali się do buntu (s. 532) – H. Yokoyama, Sześć cztery
Krążą opinie, że Japonia to kraj
ludzi sumiennych, pracowitych, zdyscyplinowanych, prawych, odpowiedzialnych,
grzecznych, szarmanckich, przywiązanych do korzeni i tradycji, stroniących od
skrajnych emocji a już na pewno od ekshibicjonizmu uczuciowemu, dla których
liczą się nie indywidualne interesy a wyższe racje. To ponoć kraj, w którym
panuje ład, porządek i względna społeczna harmonia, a cesarz, symbolizujący
jedność państwa, cieszy się ogromnym szacunkiem. Japończykom przyświecają idee
opanowania, powściągliwości, zgody i ugodowości.
Dlatego, znając choćby te szczątkowe
informacje, odbiorców tak bardzo może zaskoczyć fabuła powieści „Sześć cztery”. Specjalizujący
się w historiach kryminalnych Hideo Yokoyama oddał do rąk czytelników opowieść
o raczej innej Japonii i troszkę innych Japończykach. Jego „Sześć cztery” to
wielowątkowy kryminał, dość szczegółowo prezentujący – obok skrupulatnie
rozpisanego wątku policyjnego, w którym aż roi się od nawet dziwnych zagadek – panoramę
życia Japończyków i reguły określające układy międzyludzkie (czy to zawodowe
czy rodzinne - tej najintymniejszej komórki). Autor nie boi się pokazać, że pod
fasadą opanowania, wstrzemięźliwości, dyskrecji i poprawności kryje się cały
wachlarz przeróżnych emocji, głęboko skrywanych uczuć, prywatnych interesów czy
ambicji. W „Sześć cztery” można ujrzeć szemrane układy policyjne, zjawiska tuszowania
pewnych spraw, wpływ polityki na organy ścigania, wzajemnej nieufności,
kontroli, patrzenia sobie „na ręce”, zależność od siebie kilku władz (bo przecież
nie bez powodu się mówi, że media to tzw. czwarta władza), drogę do punktu, w
którym ojciec porwanego dziecka przestaje współpracować z policją, a nawet nie
chce mieć z nią cokolwiek wspólnego, cichego buntu i niezgody na (czasem
niezrozumiałe) rozkazy. Świat „Sześć cztery” to nie świat ładu, harmonii i
powściągliwości, a świat niedomówień i przemilczeń w imię wspólnego interesu,
który w konsekwencji okazuje się być interesem garstki.
Ale by to odkryć,
należy przebić się przez sporo pond 700 stron kryminału przedstawiającego kilka
opowieści. Jest tu nierozwiązana, obniżająca morale śledczych historia sprzed
czternastu lat, kiedy to jakiś szaleniec porwał fabrykantom siedmioletnią
córkę, wodził ich po manowcach i prawie bezludnej okolicy w celu zdobycia okupu
a później i tak dziecko zabił. Jest wątek zrozpaczonego policjanta, którego
zbuntowana i słaba emocjonalnie córka uciekła z domu. Jest tragiczny w skutkach
wypadek drogowy, którego szczegóły stawiają na ostrzu noża relacje policji z
mediami. Jest i ponowne porwanie. A to wszystko się kumuluje, kiedy prawdziwa
szycha w mundurze postanawia przyjechać na wizytację, by poprawić wśród cywilów
wizerunek organów ścigania. I nie ważne jest, że jedni to biurokraci, a inni
prężni śledczy, że jedni ogarniają sprawy administracyjne, a inni dochodzenia
kryminalne – ważne jest, by w tym bałaganie jakoś się rozeznać i wspólnie sprawnie
funkcjonować. Tylko że w toku okaże się, na ile to „wspólnie” jest prawdziwe i
szczere.
Nie ulega wątpliwości, że „Sześć cztery” to bardzo dobra, wielowątkowa
i pozbawiona uproszczeń powieść, której każdy z osiemdziesięciu jeden rozdziałów
wnosi do fabuły inny, niby mało istotny element. Jednak wszystkie razem budują
bardzo zgrabną, ciekawą i zagadkową powieść, która nie tylko jest doskonałą
rozrywką na długie wieczory, ale pokazuje prawdziwe realia kawałka dalekiej
Azji. A to takie historie mają szansę zostać na dłużej w pamięci.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ
Komentarze
Prześlij komentarz