…razem ze mną Kundel bury…
Kilka dni temu Iza przysłała
taki list (na tutejsze potrzeby ciut przeredagowany):
A ja Ci opowiem o kotku którego (…) wyrzucili takiego małego, bo
niby agresywny etc. A my się zajęliśmy z wujkiem, dokarmialiśmy i wujek umościł
spanie w piwnicy gdzie jest piec... Kotek w ciepłych porankach spijał rosę z
listków... Dziś po 5 tej rano miauczał pod drzwiami o śniadanie:) Coraz raniej,
a ja prosto z łóżka do piwnicy...
Skoro Ona ma taką historię, ja
przedstawię Wam Bilba - oto On…
Nie wiadomo jak tak naprawdę ma na
imię, ile ma lat, gdzie mieszkał ani kim był (byli) właściciel (właściciele).
My wiemy, że wycieńczony, głodny i odwodniony, resztkami sił doczołgał się pod
szkołę męża. Powiadomieni SM, odpowiedzialny za bezdomne zwierzęta ośrodek
weterynaryjny i schronisko odmówiły zajęcia się psiakiem. Nie pozostało nic
innego, jak wziąć sprawy w swoje ręce. Najcięższym motywem była diagnoza
zaprzyjaźnionego weterynarza, że ten pies to się nie wyliże i jego dni są
policzone. Finał jednak jest taki, że po czterech dniach trafił do nas i tak
jest do dziś. To prawdziwy Malamut, więc przed zimą musimy mu znaleźć szelki,
coś na kształt zaprzęgu – no i budę (choć on może nawet nie wiedzieć do czego
ona służyJ).
Mamy z nim trochę kłopotów: uwalnia
się ze smyczy, przeskakuje ogrodzenie, ucieka, włóczy się po okolicy, musimy go
szukać, czasem siłą sprowadzać do domu, za oswojeniem z nowym miejscem przyszły
rasowe nawyki – potrafi godzinami wyć a jak już wejdzie do domu to nie ma
sposobu, by go z niego usunąć: leży plackiem na panelach, smycz trzeszczy w
szwach a on szyje naciąga, naciąga – i nic, nie ma sposobu, by go wyprosićJ Teraz całe
ogrodzenie podpinamy pastuchem, bo aż żal ściska, że mamy tak duży, ogromny
ogród, a on nie może/nie chce z niego korzystać…
Oto BilboJ - nasz piesJ
Komentarze
Prześlij komentarz