Sztuka - życia...
W jednym z tekstów
Schopenhauera przeczytałam:
„Przed
obrazem powinno się stać jak przed władcą, w oczekiwaniu czy i jak się odezwie,
i tak jak w tamtym przypadku nie należy odzywać się samemu, bo wówczas słyszy
się tylko własny głos.”
Bo jakby przy okazji czytam
do poduszki Córkę Rembrandta – niby
fikcja a raczej dobrze udokumentowana. Nie jestem znawcą, ale okoliczności
powstania niektórych obrazów wydają się prawdopodobne; i to jego szaleństwo –
bardzo wiarygodne. Już gdzieś na samym początku było zdanie typu: czemu mój
ojciec nie może być jak inni/ nie może się zachowywać jak inni ojcowie?
Większe
od tupetu tego człowieka jest jedynie jego szaleństwo. (s.70)
I obok opisów tego szaleństwa
perełki mądrości – niby oczywistości a jednak w kontekście tej opowieści brzmią
odkrywczo, wyjątkowo.
Dlaczego
ludzie z takim spokojem przyjmują wiadomość, że to, co mają w środku, tak
istotnie różni się od tego, co noszą na zewnątrz? Ja się tego boję. Boję się i
nie śpię tej nocy w trwodze, że brzydkie stworzenie ze środka wyjdzie ze mnie
na świat. (s. 31)
Kiedy
kaleczy obraz, to tak jakby kaleczył mnie. Każde pociągnięcie pędzla. Wszystkie
one są częścią jednej opowieści. (s.
87)
Jak przejść obojętnie obok
książki o obrazach? O ich powstawaniu? Jak nie zadawać pytań czy szaleństwo
bohatera nie jest wyolbrzymione? Jak nie zastanawiać się ile w tej opowieści
jest prawdy a ile fantazji autora? Jak już się zacznie, nie można nie skończyć
– pytać i czytać.
A obok uczty duchowej – ta
cielesna.
Nie wiem na ile to przejaw
mojego szaleństwa a na ile szaleństwa męża:):):) No i pewnie nie mało w tym próżności...
...być kobietą, być kobietą...
ps – henna tej firmy
beznadziejna; nałożyłam 3x i mam rude brwi...:(
Komentarze
Prześlij komentarz