...to był dobry dzień...
Ze spokojem mogę powiedzieć, że to fajny czas:)
Czekając wczoraj na męża zaszyłam się w zaprzyjaźnionej księgarni
i całą godzinę wypełniłam sobie wertowaniem jednej książki – niejednemu
doskonale znanej a mi po prostu przypomnianej – przez nią samą:) Poczytałam
sobie jeden rozdział – perełkę po prostu i jakoś tak nie mogłam się oderwać –
samo się czytało! I nawet nie przeszkadzało mi, że jestem w miejscu publicznym,
że pełno obcych ludzi, że jest głośno, że może śmiesznie wyglądam – bo obok
literatury dzierżę torbę pełną banalnych, prozaicznych zakupów, że na tej
wąskiej a wysokiej kanapie to w sumie niewygodnie, że za oknem mega deszcz i
przenikliwe zimno – ja po prostu czytałam, czytałam, czytałam… Co jakiś czas
ktoś się przysiadł, przeglądnął gazetę, sprawdził spis treści w jakiejś pozycji
i poszedł – a ja siedziałam i czytałam… Bo bohater interesujący, bo ciekawie
przedstawiony, bo tekst sprawny językowo…
Więc czekałam – i czytałam:)
...Haśka - i trzeba coś jeszcze dodawać?:)
A później poszliśmy do kina na Idę.
Film niesamowity (czysto
subiektywna ocena!). Fabuła sama w sobie raczej banalna – bo po wojnie pewnie niejedna
taka Ida szukała swej historii – ale sposób jej opowiedzenia zapiera dech.
Ta ubogość scenografii, rekwizytów,
ta surowa czerń taśmy powala i zachwyca – bo w dużej mierze tworzy ten film. Bo
tam ważne jest to, czego nie widać, co nie jest wypowiedziane, co zostaje
przemilczane.
Jest w nim taka scena, kiedy tytułowa bohaterka wychodzi z klasztoru do świata – na tę „pożegnalną” (a w tym
wypadku może właśnie „przywitalną”) wyprawę. Kadr w 95% pokazuje monumentalne,
zimne, surowe gmaszysko klasztoru a osoba, którą widz ma poznać znajduje się
niczym większa plama w prawym dolnym rogu. Jakby to nie o Idę chodziło a o
szary świat, z którego wychodzi (i bezduszny, do którego zmierza).
W ogóle dużo jest takich
ujęć: z uciętymi, zamazanymi postaciami, z osobami wciśniętymi w kadr - jakby znalazły
się tam przez przypadek, od niechcenia; jakby nie o ludzi chodziło a o
przedmioty, przestrzenie, zjawiska (i zjawy przeszłości też).
To naprawdę ciekawie
zrobiony, opowiedziany film.
I jeszcze nie mogłam się
powstrzymać przed zakupem kalendarza z plenerami Nowego Jorku – bo jak przejść
obok ukochanego, wymarzonego miasta? Skoro nie mogę tam być fizycznie to choć emocjonalnie
się w niego wtopię.
...móc tam choć pół roku pomieszkać:):)...
Komentarze
Prześlij komentarz