Echa wczorajszego Dnia. Ukochana Poetka - odsłona kolejna

Każda z nas wie, że raz na jakiś czas przychodzi taka chwila, kiedy potrzebujemy wyciszenia, wycofania się (choćby tylko w siebie) i wygodnego posiedzenia sobie w kobiecej skórze.
I właśnie takie popołudnie zapodałam sobie wczoraj.
Więc najpierw trzeba mi było stworzyć sobie nastrój. Takim oto sposobem zgromadziłam wokół siebie fundamentalny wręcz dla mnie tomik poezji, nieodstępujący podręczny notatnik (obecnie zapisuję go: tytułami książek wartymi/wymagającymi przeczytania/zakupienia, pomysłami na zmiany/uzupełnienie wystroju domu, wrażeniami z czytanej książki), pełne blasku świece i miękki, polarowy kocyk (na zdjęciu się nie zmieścił, bo leżał na łóżku obok).


Później do tego zestawy dołączyła ulubiona parzona kawa (rozpuszczalną z mlekiem mój organizm traktuje jak deser:)) i podręczny krem do rąk (mój atrybut; nigdzie się bez niego nie ruszam; mam tak wysuszone dłonie, że nie umiem bez niego funkcjonować).


Notatnik szybko został użyty (lista domowych bibelotów się wydłuża i wydłuża), kawa powoli znikała, a tomik po raz kolejny został zaczytany. Tylko świeczki uparcie tkwiły na swoim miejscu:)
                   

Ten malutki (i w sumie ubogi) tomik wierszy Poświatowskiej jest pierwszym, który dostałam. W jakimś sensie są tu fundamentalne dla niej teksty. To taki zbiór, który doskonale oddaje istotę jej poglądów, nastawienia do życia, świata, siebie. Są tu utwory nawiązujące do jej codzienności (choroba, praca), zainteresowań literackich (archetypiczne wręcz popieści i mity) czy stawianych sobie (?) i światu (?) pytań. Te 80 stron malutkiego formatu, zapisane tekstami lirycznymi, jak i prozą poetycką próbują dać pierwszą odpowiedź na kwestię: Kim była Halina Poświatowska? A jej pełną treść można znaleźć w zbiorze jej dzieł wszystkich (poezja, proza, listy i dramat) wydanych przez krakowskie WL.
Był czas, że widoczny tu na zdjęciach tomik towarzyszył mi wszędzie (że malutki i cienki mieścił się nawet do podręcznej torebusi:)) - na wycieczkach szkolnych (dostałam go u progu edukacji w LO), podczas wyjazdów na studia, w powrotach do domu, a później nawet w pracy. Choć mam już zbiór wszystkich wierszy Poświatowskiej, ten pozostanie najważniejszy - bo utwierdził mnie w przekonaniu, że ich autorka naprawdę Wielką Poetką była!
A na zakończenie takie jeszcze perełki. Najbardziej znany wiersz zamazałam koniecznymi (wg mnie) do pełnej deklamacji znakami interpunkcyjnymi (wiersz mówiony na zaliczenie pewnych zajęć na 1. roku studiów). Ta moja ingerencja w tekst była chyba słuszna bo, Wykładowczyni (zawodowa aktorka jednego z krakowskich teatrów) była wielce rada:)


A przy innym tekście taki oto drobiazg - zasuszona koniczyna.
I wstyd się przyznać, ale nie mam pojęcia skąd ona...
Choć myślę, że z ogrodu Mamy - u Niej taka natura króluje:)


Po tak spędzonym popołudniu aż do kolacji pozostała brudna (o wstydzie!) filiżanka:)


Życzę Wam uśmiechniętej niedzieli:)!!

Prezentowany tomik H. Poświatowskiej jestem Julią (Kraków 1998) bierze udział w wyzwaniu:


Komentarze

  1. Ja mam też mam dwie małe książeczki z poezją Poświatowskiej, z których jedna jest powycierana, widać, że trochę ze mną podróżowała :) Takie dni, wieczory, godziny poświęcone tylko samej sobie są bardzo potrzebne. Pozwalają nie tylko odpocząć, ale i lepiej zrozumieć samą siebie, wsłuchać się w siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wspaniale... cisza, spokój, kawka i książka- tego mi trzeba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem naprawdę są chwile, kiedy błogosławię transmisję Super Ważnego meczu:)

      Usuń

Prześlij komentarz