Znaki naszych czasów
Dziś
szkic o książce, która dopiero wchodzi do księgarń i opinie czytelników mogą
być dla niej istotne, a przede wszystkim o książce, która może być cudowną
przygodą.
I
już teraz mogę powiedzieć, że przygoda okazała się wyśmienita!!
Znak ostrzegawczy, jak można przeczytać na okładce, opowiada o dwóch
koleżankach – Kamili i Agacie, które targane różnymi kolejami losu i wciąż poddawane
przez życie próbom, potrafią być dla siebie naprawdę bliskie i znajdują
sposoby, by tę relację pielęgnować. Każda z nich ma swoje małe i większe dylematy
(a to toksyczna przełożona, a to nieregularne zarobki, nieczuły mąż, rodzinne
konflikty i niedopowiedzenia, czy wreszcie niespełnione macierzyństwo –
opowiedziane tu i teraz oraz moją ulubioną retrospekcją), ale drogę do koleżanki
znajduje. Pomimo, że jest to książka o dziewczynach na pewno nie jest tylko dla
dziewczyn – i stanowi to jej wieki atut. Pozbawiono ją cukierkowości, tkliwości
i komunałów tak charakterystycznych dla tekstów czysto rozrywkowych. Codzienność
nie jest banalną bajką, blichtrem, wyższą sferą a zwyczajnym życiem pełnym
wzlotów i upadków.
A
jest to życie w Krakowie, Beskidzie Sądeckim (z Krynicą i jej Słotwinami w roli
głównej) oraz w Stuttgarcie. I może to kolejny walor książki. Bo Kraków znam
jak jedną ze swoich torebek. Do dziś (choć już jako gość, nie mieszkaniec)
czuję się w nim jak u siebie (więc i czasem nawet znudzona), a dzięki książce
znów z przyjemnością wędrowałam ulicami - nie tak dawno jeszcze mojego - miasta.
A Beskid Sądecki to przecież mój dom! Znam tu każdy szlak, każde miasteczko,
muzeum pewnie a nawet i niejedną kawiarnię. Więc jak tu nie cieszyć się książką
tak barwnie, wiarygodnie i z nutą sentymentu przedstawiającą mój dom? Porwały
mnie te opisy małopolskiej zimy z siarczystym mrozem w roli głównej, góralskiej
gościnności, krakowskich korków i zabytków.
Ciekawi
są też bohaterowie. To postacie (pokolenie 30+) wyraziste, obdarzone
indywidualnymi, osobistymi cechami. Każda z nich jest błyskotliwa, nietuzinkowa,
klarowna i oczywista. Od początku albo się kogoś lubi albo i nie – a Jarek
wcale nie jest tym najpodlejszym, bo nieczułym. Jakoś najbardziej drażni ten
ckliwy i egoistyczny Gerard (to osobista uwaga – spokojnie można z nią
polemizować!). Są to osoby wykształcone, oczytane, obyte w świecie szeroko
rozumianej kultury, cytujące mądrości życiowe Tischnera, snujące niebanalne
rozważania na temat życia i co jakiś czas spotykanych w nim kłopotów oraz
posługujące się najczystszą polszczyzną i bogatym językiem.
A
język jest kolejnym atutem książki. Błyskotliwy, przenikliwy, trafny,
wysublimowany i pozbawiony najdrobniejszych kolokwializmów – nawet w dialogach!
A rzadko spotyka się, by ktoś pięknym i starannym językiem mówił o
najprostszych sprawach – jak w zwyczaju mają bohaterowie Bińczyckiej-Kołacz.
Na
zakończenie należy powiedzieć, że nie jest to powieść filozoficzna ale na pewno
z filozoficzną podbudową i głęboko ukrytą puentą. Bo kreowaną historią próbuje
odpowiedzieć na pytania: Czym jest życie? Co jest w nim najważniejsze? Do
którego momentu relacji interpersonalnej jestem jeszcze ja, a w którym zaczyna
się drugi człowiek? Ile można z siebie dać i poświęcić? Czym w tym zwariowanym
świecie są rodzina i przyjaciele?
I
by za autorką choć spróbować odpowiedzieć na te pytania, należy dotrwać do
końca. Bo okazuje się, że najlepsza perełka jest w finale, w epilogu! I nawet
podczytywanie zakończenia nie nasunęło na myśl takiego rozwiązania. By je
rozszyfrować, należy poznać całość ostatniej części – nie tylko jej fragment,
jak kilka dni temu uczyniłam ja:).
Zakończenie jest świetne (wcześniejsze podczytywanie mnie także nic nie dało :D ), tak jak i cała książka :))
OdpowiedzUsuńJestem naprawdę pod wrażeniem tego tekstu:) - a książka przecież w ogóle nie reklamowana! Wszędzie o niej głucho:(
Usuń