Śledztwo na własną rękę
Przekleństwa niewinności to dziwna książka!
Już w
pierwszych zdaniach dowiadujemy się kto jest głównym bohaterem (tutaj mamy
bohaterki), czego tak naprawdę tyczy się fabuła i do jakiego finału prowadzi
(więc i żalu nie można mieć o to, że takie skrupulatne streszczenie znajduje
się na okładce).
Mamy
oto jedno z małych amerykańskich miasteczek, którego mieszkańcy – prawnicy,
handlowcy, nauczyciele, duchowni, urzędnicy (czyli dobrze sytuowana klasa
średnia) - wiodą spokojne życie. W tą– jak się wydaje - dobrze wyselekcjonowaną
i duszną społeczność wdziera się rysa, wyrwa, która zakłóca pozorny spokój
mieszkańców – wszystkie córki (i jedyne dzieci, bo synów nie mają) państwa Lisbon:
Mary, Therese, Lux, Cecylia, Bonnie popełniają samobójstwo. Nie jednocześnie –
każda oddzielnie, w swoim – chciałoby się powiedzieć – czasie. Pierwsza na ten
krok „zdecydowała się” Cecylia. Po nieudanej pierwszej próbie (podcięcie żył),
rzuciła się na ogrodzenie z metalowych prętów. I to wydarzenie rozpoczyna całą
opowieść. W jej snuciu nie chodzi o to, co było przed tym tragicznym
wydarzeniem, ani po nim. Chodzi o to, co było POMIĘDZI kolejnymi śmieciami i co
do nich doprowadziło. Ekscentryczne osobowości dziewczyn, które nie umiały się
odnaleźć w banalnej, przewidywalnej, ułożonej społeczności małego miasteczka? Ich
niesprecyzowane i nigdy nie wprowadzone w życie marzenia? Surowe, izolujące
dziewczęta od świata zewnętrznego (kolegów, a później nawet szkoły) zasady
wychowania skrupulatnie wprowadzane przez ich matkę (bo ojciec to raczej
figurant, pionek w rękach pani domu)? Może zwyczajnie chodziło o bunt? A może
wszystko sprowadzić należy do „niezdrowych wyziewów” i „siarkowego smrodu”
rodzinnego domu? W Przekleństwach…
nie ma analizy tych problemów. Jest tylko opowiedzenie, rekonstrukcja tego, co
– od śmierci Cecylii - działo się z dziewczynami.
I jest
to nietypowa forma opowiadania. Bo w pierwszej osobie liczby pojedynczej: my,
nas, nami. Jak się łatwo domyśleć, narratorami są rówieśnicy (chłopcy) panien
Lisbon (jak je nazywają: Lisbonek), którzy (ogarnięci obsesją na punkcie ich
ekscentrycznych osobowości) prowadzą własne śledztwo, stają się szpiegami
dziewcząt, „podglądaczami” każdego ich ruchu. Są sytuacje, kiedy zabieg ten
wydaje się ciekawym i sensownym – bo łatwo sobie wyobrazić przeciętnego
nastolatka wodzącego oczami za obiektem pierwszej fascynacji. Ale można też
wyłapać akcenty, kiedy ten typ opowiadania razi: kiedy dowiadujemy się, że ci
sami chłopcy – już jako dorośli, wszyscy razem, zbiorowo, po latach –
rozmawiają ze świadkami tragicznych wydarzeń, odwiedzają każdego z nich, zadając
te same pytania, starając się stworzyć pełny obraz tego, co stało się w
przeszłości. W takich sytuacjach budzi się mój sprzeciw: bo czy możliwe jest,
tak na zdrowy rozsądek, by w tej samej grupie kultywować swoją manię? Jeździć
tak zbiorowo? Wciąż być w szponach tej samej obsesji? Wydaje się to
małoprawdopodobne! Jednak z kolejnych części opowiadania dowiadujemy się, że podłożem
dochodzenia nie jest tylko ciekawość. Sformułowania takie jak: „eksponat”, czy „Rejestr
materiału dowodowego” świadczą, że wcześniej naiwni i ciekawscy chłopcy, stali
się kimś na kształt przewodników po utworzonym przez siebie muzeum poświęconym
dziewczętom. Zgromadzili tam cały wachlarz przedmiotów związanych z ich życiem
i decyzjami podejmowanymi po śmierci Cecylii. Obok tego – jeśli wierzyć relacji
„chłopców” – są „zeznania” świadków tych wydarzeń i pamiątki po tamtym okresie.
Wnioskować z tego można, że losy pięciu dziewcząt były/są obsesją nie tylko
chłopców, lecz i całej społeczności. Dzięki temu - nawet po latach - pamiętają,
co stało się w ciągu tych kilku miesięcy i czego tyczyły się ich spekulacje.
Przekleństwa… to dziwna powieść, ale niewątpliwie warto ją przeczytać. A
na raz za razem pojawiające się trudne i intrygujące pytania odnośnie losu
dziewcząt, Czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam.
TYTUŁ BIERZE UDZIAŁ W WYZWANIACH:
Mam inną książkę Eugenidesa - ,,Intrygę małżeńską" i nie mogę doczekać się jej lektury.
OdpowiedzUsuńIntrygę tez mam - chyba w lecie ją sobie zapodam:)
Usuń