Wina i kara

W kwietniu nie zdążyłam – tym samym znów nie wzięłam udziału w wyzwaniu Grunt to okładka (w ubiegłym miesiącu był to kolor czarny i biały). Ale o przeczytanej książce i tak opowiem.


Dom na szczycie klifu to – jak sugeruje tytuł (co jest niezwykle banalne) – powieść o domu. I jego mieszkańcach – a raczej byłych mieszkańcach. Są to przede wszystkim trzy kobiety: matka i dwie córki. Każda z nich inna - każda silna, poraniona, osamotniona, zdradzona i oszukana przez dwie pozostałe. I każda z nich nie potrafi iść dalej, ruszyć z miejsca - choćby w teraźniejszość (przyszłość brzmi jeszcze zbyt mglisto i niepewnie), bo tragiczne wydarzenia wciąż stanowią świeżą ranę. Każda z nich miała swój udział w drastycznym finale ostatniego dnia wakacji, ale żadna z nich nie miała na tyle odwagi by przyznać się do głęboko skrywanych win. I każda na swój sposób karze się za przewinienie.
Helen początkowo wciąż ma w głowie wizję plamy na ulubionej spódnicy – niczym szekspirowska Lady Makbet nie może usunąć dowodu zdrady. A później , kiedy spódnica wyładowała w koszu, pozostała w nienawidzonym domu-mogile - by przypominał o popełnionych błędach. A przecież to ona mówiła, że:
Wszystko zawsze sprowadzało się do tego przeklętego domu! Tkwił między nimi, rzucając mroczny cień na ich chwiejący się związek. Helen nie była naiwna; wiedziała, że ugrzęźli w nim na dobre. Wiedziała, że Richard opuści Clifftops jedynie w cholernej trumnie, i nie potrafiła znieść myśli, że mogłaby skończyć tak samo.
I to właśnie ona skazała się na uczynienie z domu grobowca pełnego pamiątek, dowodów jej winy.
Dora przyjęła na siebie odpowiedzialność za drugie życie – targana wyrzutami za popełnione błędy, podjęła się opieki nad kimś, kogo, miała nadzieję, lepiej ochroni. Mimo świadomości, że
Rodziny są kruche. (…) Radziła sobie samotnie, bezpieczna od bólu i cierpienia, jakie pociąga za sobą zaangażowanie.
nie stchórzyła, podjęła wyzwanie rzucone przez los.
Cassie z kolei wzięła na siebie obowiązek przywrócenia światu starego, zapomnianego ogrodu. Wiodąc wcześniej życie dziewczyny zbuntowanej i rzucającej się w wir wielkomiejskich rozrywek, odcięła się od pozorów, skupiając się na magii zapomnianego ogrodu.
Każda z tych kobiet wzięła na siebie ciężar przypominający o winie, a w konsekwencji i zmywający ją. I każdy z czytelników musi sam przed sobą powiedzieć na ile im się to udało.
Dom na… jest powieścią współczesną, osadzoną w realiach dzisiejszego Londynu, ale o czasie akcji nic konkretnego nie możemy powiedzieć. Wiadomo, że we wczesnej młodości Cassie maniakalnie oglądała Zaklinacza koni, a teraz posługuje się e-meilami i smsami, Dora mieszka w wielce popularnym dziś lofcie i jeździ autostradami. Podpowiedzi te jednak nie mówią nic precyzyjnego na temat czasu. Bo to nie on jest najważniejszy. Istotna jest moc leczniczych rytuałów, które są w stanie żywych przywrócić światu.
Poza dobrze skonstruowaną fabułą, bogato rozbudowanym punktem kulminacyjnym, barwnymi postaciami o złożonych psychikach, powieść ta zawiera jeszcze jeden atut – są nim liczne odwołania do literatury europejskiej. Dom na… to typowa powieść obyczajowa, ale mocno osadzona w dorobku europejskiej literatury. Mamy choćby imiona bohaterek – Helena, Kasandra i Pandora – jak żywe wzięte z antycznych mitów. Helena – rozdarta między dwoma mężczyznami staje się punktem zapalnym tragedii, Kasandra, niczym antyczna wieszczka, niema stała w centrum rodzinnego dramatu, a Pandora – jak ta z mitu - nie umiała zatrzymać lawiny rodzinnych nieszczęść. Poza tym jest w powieści tajemniczy ogród z prowadzącą do niego niewidoczną furtką, jest stary ogrodnik, jest i też dziewczynka-kobieta budząca z uśpienia pozornie martwy ogród. Są tam też wspomniane już plama, jako dowód winy i młodzieńcze fascynacje Zaklinaczem
Na zakończenie nie pozostaje nic innego, jak powiedzieć, że Dom na szczycie klifu Hanny Richell to barwna, trzymająca w napięciu historia. A jedynie czego żałuję to to, że dopiero dziś publikuję niniejszy szkic!

KSIĄŻKA BIERZE UDZIAŁ W WYZWANIU


ORAZ W WYZWANIU:


Komentarze

  1. Brzmi ciekawie,od dawna chciałam przeczytać,ale jakoś do tej pory się nie udało...Okładka jest taka tajemnicza i urzekająca.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę warto poświecić czas tej pozycji! Nie będzie to czas zmarnowany!:)

      Usuń
  2. Przeczytałabym tę książkę głównie ze względu na wspomniane przez Ciebie liczne odwołania do literatury europejskiej. Lubię szukać w tekstach odnośników do innych utworów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja wciąż myślę, że jest ich więcej - trzeba by mocniej poszperać:) Ale powieść naprawdę ciekawa - choć to "zwykła obyczajówka" - powie ktoś, że nic ambitnego...

      Usuń

Prześlij komentarz