(...) świat istnieje tylko w patrzeniu na świat, a więcej nic nie ma.
Wspominałam już, że u mnie kolejna odsłona spotkań
z prozą Tokarczuk. Tym razem na tapetę ponownie wzięłam pierwszy tom (raczej
tomik) jej opowiadań – Szafę. Wspominałam
już, że nie lubię krótkich form (takim sposobem nawet czytanie „Książek…”
odbywa się z przestojami) – jakoś podskórnie mnie drażni, kiedy tekst kończy
się nim dobrze się zaczął. Z utworami, które wyszły spod pióra Tokarczuk jest
inaczej – po prostu je uwielbiam. Bez względu na długość.
Wszystko zaczęło się od przygotowań do egzaminów
wstępnych na polonistykę (tak, bo należę do tego pokolenia, które – mimo ładnie
zaliczonej matury – zdawało jeszcze egzaminy wstępne na uczelnie). Wtedy to postanowiłam
przyswoić sobie choć kilka nowości wydawniczych. Takim oto sposobem w moje ręce
wpadł Prawiek… - i już utonęłam! Szybko
stałam się fanką Tokarczuk. Dość tego, że mam prawie wszystkie jej teksty, to
jeszcze napisałam o jej bohaterach pracę magisterską (piękny to był czas:)).
Ale dziś będzie o Szafie. Zawiera w sobie zbiór trzech historii. Ich bohaterami kolejno
są: para organizująca przestrzeń w swoim nowym domu (nie mogę więcej
powiedzieć, bo mogę zdradzić za dużo), pokojówka jednego z ekskluzywnych
hoteli, której podejście do obowiązków bardziej
przypomina nadawanie ładu, organizowanie przestrzeni niż banalne sprzątanie. Ostatnią
postacią jest programista komputerowy, który sens przede wszystkim widzi w świecie
wirtualnym, a nie tym realnym. I jak na tę autorkę przystało, fabuła jest tylko
pretekstem do głębszych rozważań. Nie byłaby Tokarczuk sobą, gdyby w zgrabnie rozpisane
losy swoich postaci nie wplotła rozważań na temat: ludzkiej tożsamości, sposobu
organizacji przestrzeni swojej i drugich, autentyczności i ról granych na potrzeby
innych, czystości i dziewiczości, świadczących o nowym, granicy między tym
gdzie jestem ja i gdzie jestem-już-nie-ja, godności człowieka, cezury między rzeczywistością
a ułudą i irracjonalnością, umownego rozumienia tego, co jest normalne a co normalnym
nie jest (i w tym miejscu rodzi się podstawowe pytanie: CZYM jest normalność i skąd
mamy pewność, że normalne jest to, co się NAM takim wydaje?), wiarygodnego i sprawiedliwego
układu świata oraz ról społecznych, konieczności ruchu, podróży i idącej za tym
zmiany perspektywy patrzenia, pozorności relacji międzyludzkich, granicy między
jawą a snem. I jak na tę autorkę przypadło, również tutaj ważne miejsce zajmuje
figura czasu. Traktuj ją ona nie jako określenie rzeczy (godziny, miesiąca,
roku…) lecz jako zjawisko, któremu wszystko i wszyscy podlegają, które wszystko
motywuje, generuje, powołuje i zgładza. Idąc za intuicją św. Augustyna (moje
skojarzenie!) zauważa ona, że już teraźniejszość jest początkiem przyszłości i
to od tego „teraz” zależy każde najmniejsze „potem”. Czytając Tokarczuk można również spróbować odpowiedzieć
sobie samemu na pytanie: Jak czas zmienił społeczeństwa lub jak społeczeństwa zmieniały
się w czasie (mnie osobiście ta kwestia umyka i nie jestem w stanie udzielić
jednoznacznej odpowiedzi).
Mam świadomość, że mój szkic jest raczej
hermeneutyczny a nie jedynie relacjonujący uczucia po lekturze. Nie chciałam,
by opowieść o kilku ciekawych - na pewno wykształconych, o otwartych umysłach,
wrażliwych, emocjonalnych (bo nikt stojący na prymitywnym (w potocznym
rozumieniu tego słowa) poziomie nie jest w stanie dokonywać takich spostrzeżeń
i analiz) – ludziach sprowadziła się do analiz pseudo-psychologicznych, czy około-antropologicznych.
Przez te wszystkie lata stało się jakoś tak, że w tekstach Tokarczuk widzę coś
więcej niż tylko dobrze, ciekawie i konsekwentnie poprowadzoną fabułę. I może
nie jeden z Was też to odkryje. Serdecznie tego życzę:).
POZYCJA BERZE UDZIAŁ W WYZWANIACH:
"Anna...' jest piekielnie trudnym tekstem - to starosumeryjski mit opowiedziany współczesnym językiem i poniekąd przeniesiony na grunt współczesności z zachowaniem oryginalnych elementów (i wydaje mi się, że one to właśnie sprawiają, że dla nas jest trudny - bo choć to super opowieść, przy czytaniu niemało się namęczyłam:)). Do dziś uważam, że spotkanie z Tokarczuk najlepiej rozpocząć od "Prawieku..." - historii magicznej a jednak bardzo konkretnej, bo o życiu w sumie całkiem przeciętnej (aby na pewno:)?) polskiej wsi, później można sięgnąć po "Podróż..." - krótką, przypominająca opowiastkę filozoficzną, historię rodem z oświeceniowej Francji, w której to doskonale można wychwycić ducha epoki...I jeśli złapie się bakcyla, Tokarczuk jest w stanie totalnie zachwycić:)! A co do dojrzewaniu do tekstów - to ja tak miałam z "Władcą..." i "Hobbitem..." Tolkiena - lata, lata minęły zanim po nie dobrowolnie sięgnęłam i się otworzyłam... A jak już się tak stało - "Władca..." mną zawładnął. Musiałam po prostu chcieć odkryć w nim to coś:) A najpierw dojrzeć do myśli, że w ogóle chcę go odkrywać:)
OdpowiedzUsuńTym razem chyba sobie podaruję, to pewnie z przesytu tymi wszystkimi poważnymi lekturami i poważnymi tekstami w ostatnim czasie...
OdpowiedzUsuńAle na przyszłość naprawdę polecam:)
UsuńLubię prozę tej autorki, jej teksty są niezwykle mądre. "Szafy" nie znam, ale kiedyś na pewno ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńA co przeczytałaś jako pierwsze? Poznawałaś chronologicznie czy trochę "od środka" jak ja:)?
UsuńJa dotychczas nie miałam sposobności obcować z twórczością Tokarczuk i szczerze wątpię, aby kiedyś coś się zmieniło w tej kwestii, bowiem ostatnio skłaniam się w kierunku niszowych książek, które mają za zadanie jedynie odprężyć mój umysł od wszelkich problemów dnia codziennego.
OdpowiedzUsuńps. w tekstach Tokarczuk wiedzę coś więcej (maleńki błąd w słowie-widzę).
Dzięki:) Poprawiłam:)
UsuńAle piękny plan:) To czekam relacji z efektów:)
OdpowiedzUsuńZ Panią Tokarczuk nie miałam okazji się poznać i tak się zastanawiam czy to aby na pewno moje klimaty. Ale właściwie póki nie spróbuje to się nie dowiem, więc za jakiś czas coś w tym temacie podziałam ;-)
OdpowiedzUsuńPodziałaj, podziałaj:) Jak się przekonasz - fajnie, a jak nie - będziesz mieć pewność, że to nie dla Ciebie:)
Usuń