Ile Munro w Munro?

Zbiory opowiadań mają to do siebie, że gromadzą w sobie teksty różnej długości, o różnej tematyce i o różnym stopniu emocjonalności. Wymaga to od czytelnika dużego skupienia, umiejętności nadążania za tekstem i „przestrajania się” z jednego na drugi. Nie inaczej ma się sprawa z Księżycami Jowisza Alice Munro. 

     
        Zbiór zawiera 11 historii, z których pierwsza dzieli się na dwie części wyraźnie zaznaczone już w spisie treści. Ich tematyka jest przeróżna – od próby opisania skrajnych stylów życia dwóch rodzin, której potomkowie dali początek trzeciej, przez losy kobiet uwikłanych w skomplikowane relacje damsko-męskie, próbujące się z nich wyleczyć czy wyplątać, po opowiedzenie trudnych historii nieobcych żadnemu człowiekowi. Również miejsce akcji bywa przeróżne: wieś, duże miasto, kurort wypoczynkowy, dom spokojnej starości, szpital – jakby tym samym pokazywała autorka, że każde miejsce, każdy moment, zaobserwowana sytuacja czy uchwycona emocja mogą stanowić punkt wyjścia dla opowiedzenia ciekawej historii.
        Sama autorka we Wstępie zauważyła:
„Niektóre opowiadania w tym zbiorze mają więcej wspólnego z moim życiem niż inne, ale żadne
aż tak wiele, jak się powszechnie sądzi. Opowiadanie tytułowe zawiera pewne okoliczności śmierci mojego ojca (…). Punktem wyjścia jednych (…) było doświadczenie osobiste, w innych (…) w znacznie większym stopniu obserwacja. (s.7-8)
        Bohaterami opowiadań Munro są osoby wykształcone, jak i ludzie prości; światowi, mieszkańcy wielkich metropolii, jak i rdzenni mieszkańcy wsi, z dziada pradziada hołdujący życiu na farmie; w swym zestawie ma też Munro osoby samotne z wybory, jak i na skutek kolei losu, ma też postacie rodzinne; są osoby zgorzkniałe i otwarte na inne, tradycjonaliści, jak i postępowi w stylu życia, czy poglądach. Nie boi się autorka serwować czytelnikowi skrajnie różnych postaw czy poglądów,  podawać opinie czy zasady diametralnie różne od tych z tekstu wcześniejszego. Jak dla mnie jest to cecha godna pochwały – czytając
tom opowiadań trudno orzec, które jest bardziej osobiste, a które stanowi efekt czysto literacki, które wyrosło z osobistych przekonań a które jest tylko i wyłącznie literacką kreacją (nie udało mi się wychwycić jakiejś formy ironii czy kpiny z tej czy innej postawy/bohatera, choć wydaje mi się, że mogę wskazać, którego z bohaterów autorka lubi, a którego nie – bo i ja kogoś polubiłam a ktoś inny wydał mi się niesympatyczny).
      Ciekawym zjawiskiem jest też figura narratora – raz pierwszoosobowy, raz trzecio-; raz
konsekwentnie opowiada o postaci, którą wprowadza już na początku, a w niektórych przypadkach porzuca taką osobę, by skupić się na zupełnie innej, czyniąc ją tym samym bohaterem głównym danego tekstu (mnie na przykład o wiele ciekawsi wydają się Herb czy Kay niż „opowiadacze”). Narrator bywa też osobą dorosłą, dojrzałą, świadomą świata o którym opowiada, ale bywa też nastolatką, która nie do końca pojmuje reguły gry, której stała się uczestnikiem. By lepiej zrozumieć niektóre mechanizmy, dać pełen obraz niektórych spraw, przekonać do czegoś siebie i czytelnika, posługuje się narrator retrospekcją – i to w odniesieniu do różnych faz: teraz, dawno temu, kiedyś – w nieodległej przeszłości. Zabieg taki przypomina mi czasem gaworzenie, bajanie, opowiadanie „na żywo” w zależności, jaki element układanki się
przypomniał, która emocja zaczyna dominować. Takie przeskoki również świadczą o zaangażowaniu narratora w dany tekst.
         Ze względu na różnorodną tematykę, na skrajnie różnych bohaterów, miejsc akcji oraz konstrukcji narratora różnoraki jest język wypowiedzi. Raz delikatny, poetycki wręcz, innym
razem dosadny i wulgarny, raz refleksyjny czy filozoficzny a za chwilę ubogi i rzeczowy.
      Osobiście po raz kolejny muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem talentu i techniki
pisarskiej Munro. Umiejętność tworzenie odrębnych, definitywnie różnych światów, opowiadanie
o nich zupełnie różnymi językami, na wiele sposobów, kreowania totalnie równych
charakterologicznie postaci, utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to autorka niezwykła. Może
wstyd się przyznać, ale chyba nie spotkałam do tej pory pisarza, który z każdym kolejnym tekstem
pokazywałby mi zupełnie innego siebie. I naprawdę nie umiem powiedzieć ile jest Munro w tym
tomie jej opowiadań. A może jej nie ma wcale? Bo nawet dla tytułowych Księżyców… sytuacja osobista stała się tylko punktem wyjścia, pretekstem.

Ps – a powyższy szkic napisała osoba, która właściwie nie przepada za krótkimi formami narratorskimi J


Za możliwość przeczytania książki dziękuję: 



Komentarze

  1. Książka czeka na mojej półce na swoją kolej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadania mają to do siebie, że kończą się, kiedy człowiek dopiero się w nie wtopił ale w tym zbiorze jest kilka perełek - moja ulubiona to "Autobus..." - wciąż myślę o tym tekście, jest świetnie skonstruowany, dopracowany, opowiedziany; no i historia przez to nabiera innego blasku:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zupełnie nie znam twórczości Munro, a wypadałoby kiedyś poznać :) za opowiadaniami nie przepadam, więc raczej skusiłabym się na powieść

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wolę długie formy, a problem z Munro jest taki, że ona tworzy głownie opowiadania.

      Usuń
  4. Bardzo lubię opowiadania, więc to coś dla mnie. Tym bardziej, że aż wstyd nie znać Munro! Mam nadzieję, że w końcu będzie mi dane przeczytać coś tej autorki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest tego sporo - do wyboru, koloru i tematyki:) I warto poznać, bo przecież Noblistka:)

      Usuń
  5. ta autora jeszcze przede mną, ale zakupiłam sobie już jedną z jej powieści i po prostu z ciekawości przeczytam, choć to nie mój gatunek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam, że realizm/obyczajowość nie jest do końca Twoim gustem (ale, z drugiej strony, zaglądając do Ciebie niejednokrotnie wytrzeszczam oczy na coś, co dla mnie jest abstrakcją, totalnym literackim odkryciem:)!), ale jest w tych tekstach jakieś napięcie, powolne budowanie akcji - i to może Co się spodobać:)

      Usuń

Prześlij komentarz