Po raczej długim okresie...
...milczenia nadchodzi - mam nadzieję - era regularnej aktywności.
Pora bym się wytłumaczyła. Ale zanim to muszę powiedzieć: przepraszam. Za nie odwiedzanie Was, zaniedbywanie - zwłaszcza, że (chcąc wierzyć danym) Wyście wiernie zaglądali a niektórzy nawet dokładali swoje koniecznie trzy grosze:):) Bardzo Wam dziękuję:)!!!
A teraz słów kilka o tym, co robiłam w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Nie, nie byłam na wczasach, nawet na wycieczkę nie pojechałam (bo wciąż powraca fundamentalne pytanie: Kto przygarnie Bilba?) a zaskórniaki, które mogły być na ten cel przeznaczone utopiliśmy w słoikach (sic!). Bo - uwaga, uwaga - zrobiliśmy z P. 131 słoików z przetworami!! Poza wspomnianymi już w czerwcu truskawkami są: fasolki w zalewie octowej i pasteryzowane, w takiej samej kombinacji ogórki, konserwowa papryka, dodatkowo: soki z aronii i malin, powidła z jabłek (te jeszcze będę robić), sosy pomidorowe i paprykowe, a od sąsiadów dostaliśmy jeszcze butelkę aroniówki:) P. chciałby jeszcze upchnąć do pozostałych słoików czerwoną kapuchę - czemu nie?
Poza tym był to też czas deszczu, deszczu, deszczu, deszczu... O oddalonym o jakieś 3 km od mojego domu Starym Sączu słyszała chyba całą Polska, a za moim oknem było tak:
To, co się wyłania z tych błotnych odmętów to nasz ogród (docelowo na tej brzózce ma zawisnąć mój hamak!) i mój skarpkowy "kwietnik".
W krótkich bezdeszczowych chwilach niczym więźniowie łapaliśmy świeże powietrze i promienie słońca. A część z nas zacieśniała więzy społeczne. Oto Bilbo, Kłębuszek i Psotka. Jak widać, różnica wieku, wzrostu i ras nikogo tu nie odstrasza:
A dziś, kiedy od rana świeci słońce w okolicy można zauważyć znaczny ruch. Do akcji wkroczyły traktory, kombajny, kosiarki, podkaszarki, młotki i siekiery - powietrze aż huczy od pracy. By nie być gorszą, zaszyłam się we wcześniej zalanym "kwietniku" i walczyłam z chwastami. Nie wszystko jest idealne (te na obrzeżach, sięgające mi do kolan zostawiam na pastwę oprysku), ale nie wygląda już jak nieujarzmione chwastowisko.
Wszystko jest zniszczone przez deszcz, połamane,zżółknięte, z opadniętymi kwiatami, ale - póki co - udało mi się wyłowić trzy perełki:
Jakby w nagrodę (nie dla mnie), na polu sąsiadującym z domem koleżanki przysiadł bocian:):
A teraz jest wytęskniony kwadrans na kawę i muzyczny relaks - dziś moja klasyka:). HEY, Nosowka&Osiecka, Nosowska&Przemyk i Baczyński.
Pora bym się wytłumaczyła. Ale zanim to muszę powiedzieć: przepraszam. Za nie odwiedzanie Was, zaniedbywanie - zwłaszcza, że (chcąc wierzyć danym) Wyście wiernie zaglądali a niektórzy nawet dokładali swoje koniecznie trzy grosze:):) Bardzo Wam dziękuję:)!!!
A teraz słów kilka o tym, co robiłam w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Nie, nie byłam na wczasach, nawet na wycieczkę nie pojechałam (bo wciąż powraca fundamentalne pytanie: Kto przygarnie Bilba?) a zaskórniaki, które mogły być na ten cel przeznaczone utopiliśmy w słoikach (sic!). Bo - uwaga, uwaga - zrobiliśmy z P. 131 słoików z przetworami!! Poza wspomnianymi już w czerwcu truskawkami są: fasolki w zalewie octowej i pasteryzowane, w takiej samej kombinacji ogórki, konserwowa papryka, dodatkowo: soki z aronii i malin, powidła z jabłek (te jeszcze będę robić), sosy pomidorowe i paprykowe, a od sąsiadów dostaliśmy jeszcze butelkę aroniówki:) P. chciałby jeszcze upchnąć do pozostałych słoików czerwoną kapuchę - czemu nie?
(Uwaga: zdjęcia nie oddają rozmiarów przedsięwzięcia:))
Poza tym był to też czas deszczu, deszczu, deszczu, deszczu... O oddalonym o jakieś 3 km od mojego domu Starym Sączu słyszała chyba całą Polska, a za moim oknem było tak:
To, co się wyłania z tych błotnych odmętów to nasz ogród (docelowo na tej brzózce ma zawisnąć mój hamak!) i mój skarpkowy "kwietnik".
W krótkich bezdeszczowych chwilach niczym więźniowie łapaliśmy świeże powietrze i promienie słońca. A część z nas zacieśniała więzy społeczne. Oto Bilbo, Kłębuszek i Psotka. Jak widać, różnica wieku, wzrostu i ras nikogo tu nie odstrasza:
A dziś, kiedy od rana świeci słońce w okolicy można zauważyć znaczny ruch. Do akcji wkroczyły traktory, kombajny, kosiarki, podkaszarki, młotki i siekiery - powietrze aż huczy od pracy. By nie być gorszą, zaszyłam się we wcześniej zalanym "kwietniku" i walczyłam z chwastami. Nie wszystko jest idealne (te na obrzeżach, sięgające mi do kolan zostawiam na pastwę oprysku), ale nie wygląda już jak nieujarzmione chwastowisko.
Wszystko jest zniszczone przez deszcz, połamane,zżółknięte, z opadniętymi kwiatami, ale - póki co - udało mi się wyłowić trzy perełki:
Jakby w nagrodę (nie dla mnie), na polu sąsiadującym z domem koleżanki przysiadł bocian:):
A teraz jest wytęskniony kwadrans na kawę i muzyczny relaks - dziś moja klasyka:). HEY, Nosowka&Osiecka, Nosowska&Przemyk i Baczyński.
Czy mnie oczy nie mylą i widzę w tym uroczym zwierzyńcu ślicznego jamnika?:))
OdpowiedzUsuńTak, jamniczka - Psotka:) Imię odpowiednie do charakteru:-D
UsuńPodziwiam Cię za robienie takich przetworów. Ja się do tego chyba nie nadaję. Ile zwierzaków, super!
OdpowiedzUsuńTeż myślałam, że się nie nadaję - ale z przepisem przed oczami wyszło całkiem fajnie:)
UsuńJa bym chciała jeszcze ze śliwek - ale wieść gminna głosi, że to dużo smażenia, stania, pilnowania...
OdpowiedzUsuńAle piękny piesio! I kwiatuszki :)
OdpowiedzUsuńJej. Dużo tych słoików ;)
OdpowiedzUsuńjej co się z Tobą dzieje??? słoiki? a jeśli nie masz gdzie tego całego dobra przechować, to ja mam wolne miejsce w piwniczce ;) a teraz skarga i zażalenie: apropo zaniedbywania... no to wiesz ja się czuję wręcz zapomniana, i nie wytłumaczysz mi tego słoikami, czy deszczem ;)
OdpowiedzUsuńJakie śliczne zwierzaki! Bilba chciałabym potarmosić :D
OdpowiedzUsuńA wiesz, ostatnio robiłam paprykę w słoiki na zimę i moja koleżanka, która akurat wpadła oddać książki, zapytała zdziwiona: "po co, skoro jest w sklepie". Czy słoikowanie już wymiera?
OdpowiedzUsuńTak czy siak, cieszę się, że Ty też preferujesz własne domowe przetwory.
I hasia. Też mam hasia. Mój wabi się Neo (:
Noe to dobre imię dla przedstawiciela wędrownego gatunku (bo mój to by wędrował i wędrował:) - dlatego Bilbo, choć imię miał już zanim z nami zamieszkał - ale się dopasowali:)):). Ale mój to nie haski - lecz Alaskan Malamut - bardzo, bardzo bliski kuzyn haskiego (kiedyś nie umiałam ich odróżnić, różnice są znikome:)) Co do słoików - dziś jabłka:)
Usuńhehe, moja babcia zawsze wołała na niego Noe, ale Neo jakoś puszczał to mimo uszu ;p
UsuńO, to powodzenia z jabłuszkami. Ja się do fasolki szparagowej przymierzam.
Fasolka to też wdzięczny słoikowy kompan:) Hmm.. to ja myślę, że psiaki słyszą nas wtedy, gdy chcą - bo nasz, jak rozrabia - a głównie jak planuje ucieczkę - nie rozumie ani co to "Bilbo" ani "Bilbuś" czy "Bilbunio":) Pozdrawiam:)
UsuńJak miło zobaczyć cudze zapasy na zimę w słoiczkach. Masz się czym pochwalić, bo to wszystko pracochłonne. Wiem coś o tym.
OdpowiedzUsuńFasolka wspaniała w zimie sprawa, jak z prosto z ogródka. Też od trzech lat taka robię.
Przetwarzam co się da a co mąż wyprodukował w ogrodzie.
I też mam w planie pokazać, ale jak uporządkuję spiżarkę, bo na razie słoiki są na całe spiżarce, a mam ja sporą i czekają na poukładanie na regałach.
Ogrodu żal, gdy deszcz go niszczy.
Też bym chciała taki własny swój ogród - ukształtowanie terenu pozwala na raczej skromny warzywniak ale za rok może z nim wystartuje:) I spiżarki zazdroszczę - bo ja to tylko półkę w garażu mam:(
Usuńps - a Twoich zdjęć czekam z NIECIERPLIWOŚCIĄ:)!!
UsuńMilo mi.
UsuńBędą, ale na blogu taka sobie kronika. Może niedługo.
Słoikowe szaleństwo widzę :) Aż miło popatrzeć :)
OdpowiedzUsuńI miło jeść:) Ból jest, bo dżem truskawkowy ubywa w zastraszającym tempie:)!!
UsuńNie wyróżnię się na tle wcześniejszych komentarzy, gdy zakrzyknę: Ile słoików ze smakołykami!!!
OdpowiedzUsuńAmciu-amciu:) Jak mówi moja małą siostrzenica:)
UsuńFasolka mi zaimponowała, nigdy takiej nie robiłam... Czy to jakiś tajny przepis? ;)
OdpowiedzUsuńNie, nie tajny:) Na meila mogę Ci zdjęcie z przepisem przesłać:)
Usuńurbanczyk.aleksandra@gmail.com
UsuńBędę wdzięczna za przepis, z góry dziękuję!
My w tym roku zrobiliśmy zaskakująco mało przetworów na zimę. Szkoda, bo wszyscy jesteśmy wielkimi łasuchami. Może sama zrobię jeszcze kilka słoików, ale nie będą to olbrzymie zapasy.
OdpowiedzUsuńWow, to bardzo dużo! Ja mam trochę mniej, ale uważam, że w dobie wszystkich konserwantów w jedzeniu słoiki z przetworami to coś wspaniałego. Trzeba jeść jak najmniej kupowanych dżemów, soków, sosów, ketchupów itp..
OdpowiedzUsuńco za fotki, a przetworów to i ja się narobiłam;)
OdpowiedzUsuńImponujący zasób spiżarniany! :-) Zmieniły się dźwięki wiejskie - dawniej rżenie, muczenie, beczenie i... klepanie kosy.
OdpowiedzUsuń