Czego jeszcze nie wiemy o ostatniej powieści Myśliwskiego? Wędrówka śladami bohatera "Ostatniego rozdania"
Dziś kolejna odsłona z cyklu: Co skrywa szuflada? Tym razem stary już tekst o Ostatnim rozdaniu Myśliwskiego. Dla wielu książka już zakurzona, oddychająca powiewem echa, dla wielu dawno zapomniana - dla mnie wciąż żywa i ważna. Kiedyś już tu o niej wspominałam, jakaś mini wzmianka była, ale nic wielkiego i istotnego. Dziś przynajmniej będzie długo. Może się komuś spodoba:)
Przez ostatnie dekady talent Wiesława Myśliwskiego przyzwyczaił czytelników do tego, że ten, kto choć raz zetknął się z jego prozą, nie może przejść obojętnie obok kolejnego tytułu. Otwierane przez autora każde nowe perspektywy i przestrzenie już zawsze będą kusić oraz wabić. Nie inaczej jest w kontekście Ostatniego rozdania.
Jak widać powieść ta nie
daje odpowiedzi na liczne pytania. Wręcz przeciwnie: każdy kolejny rozdział
rodzi nowe, następne i z kolejną kartką jest ich coraz więcej. Czytelnikowi
wydaje się, że im dłużej czyta tym wie mniej – nie więcej, że wszystkie
informacje o bohaterze są przez niego podane przypadkowo, bez logicznej
selekcji. Mimo tego czytelnik dowiedział się sporo o sobie, kondycji człowieka,
ludzkim losie, jego uwarunkowaniach i naturze. Więc jeśli ktoś chce spróbować odpowiedzieć
na pytanie: kim jest istota ludzka? powinien sięgnąć po Ostatnie rozdanie Wiesława Myśliwskiego.
Przez ostatnie dekady talent Wiesława Myśliwskiego przyzwyczaił czytelników do tego, że ten, kto choć raz zetknął się z jego prozą, nie może przejść obojętnie obok kolejnego tytułu. Otwierane przez autora każde nowe perspektywy i przestrzenie już zawsze będą kusić oraz wabić. Nie inaczej jest w kontekście Ostatniego rozdania.
Dziś jednak wydaje się,
że o tej książce powiedziano i napisano wszystko, a głos w jej sprawie zabrali
już niemal wszyscy – recenzenci zawodowi i amatorzy. Można się od nich dowiedzieć
między innymi, że tekst ten należy do grupy polskich arcydzieł literatury, gdyż:
„Istnieją (…) powody, dla których
dzieła tego pisarza tak chętnie nazywamy arcydziełami. Znam jeden z nich: to
wielka tęsknota za arcydziełem. Tak wielka, że aż sprawcza”[1].
Czy wobec tego jest coś
jeszcze do dodania?
Spróbujmy sprawdzić.
Zacznijmy może od
odpowiedzi na pytanie o gatunek literacki. Występowanie narratora, bohaterów, wątku
głównego i pobocznych, opisów oraz dialogów, sugeruje, że to powieść. Ale na
wyżej wymienionych cechach nie można poprzestać. Bo jak na Myśliwskiego
przystało, sporą część tekstu stanowią
rozważania filozoficzne, moralne a nawet coś na kształt „złotych myśli”. Przedmiotem ich są takie wartości, jak:
praca, miłość, pokój, sztuka ze wszystkimi jej rodzajami, sprawiedliwość,
rodzina, odpowiedzialność a nawet epistolografia. Nie stroni Myśliwski od
odwołań do takich myślicieli, jak Hegel, Nietsche, Fromm, czy Tomasz Mann. Wszystko
to zbliża ten tekst do powieści filozoficznej. Ale by nie być ani banalnym ani nudnym,
rozmyślania te wplótł autor między i w- wypowiedzi poszczególnych bohaterów,
ich opowieści oraz monologi głównego bohatera-narratora. Pojawiają się tam jakby
przy okazji. A może to mimochodem pojawiają właśnie historie i opowieści, a
trzon stanowią jednak rozmyślania?
Jednak jak to jest
naprawdę, musi ocenić sam czytelnik. Te, jak i kilka innych kwestii.
Choćby tę tyczącą
głównego bohatera. Kim on jest? Jak ma na nazwisko? Na imię? Gdzie mieszka?
Gdzie wyjeżdża? Skąd wraca? Jakie tak naprawdę ma wykształcenie? Ile razy
zmieniał mieszkania i z iloma kobietami był związany? Dlaczego odszedł od
Marii, która z niego nigdy nie zrezygnowała i przez całe swe mało wiarygodne
życie traktowała z prawie nabożnym szacunkiem? Kiedy rozpoczął swe wspomnienia?
Komu snuje te opowieści? Dlaczego opowiada głównie życie innych (choćby matki,
Matei, Radzikowskiego, Joachima Steinera, Sabiny, Marii), a swoje traktuje
jakby po macoszemu, mimochodem informując o jego kolejach? A nawet na to, ile stron
może mieć ten historyczny dziś już notes, od którego cała opowieść się zaczyna?
Nie jesteśmy chyba w
stanie odpowiedzieć na te pytania. Okazuje się, że na temat bohatera wiemy
mniej niż więcej. Może mieć lat 70 jak i 60. Na pewno wiemy, że urodził się
podczas wojny i że nigdy nie poznał swojego ojca, co położyło się cieniem na
jego późniejszym życiu. Wiemy też, że we wczesnej młodości oglądał film Siódma pieczęć (z 1957 roku, reżyser:
Ingmar Bergman), a badając notes szuka siebie głównie pod literą K. Widzimy
też, że swoją opowieść prowadzi chaotycznie, przeskakuje z tematu na temat,
zaczyna jakiś wątek i go nie kończy, by znów powrócić do niego jakby
nieoczekiwanie sobie o nim przypomniał. Pozwala innym postaciom mówić za
siebie, jakby ta przydługa opowieść go męczyła. A oni mówią długo – i chętnie.
I matka, i krawiec, i szewc, i kochanka-modelka, i Romeo, i
inżynier-budowlaniec, a już na pewno Maria – ona, choć często rozhisteryzowana,
mówi, mimo, że nikt jej o to nie prosi. Dlaczego? Na to pytanie też odpowiedź
musi znaleźć każdy czytelnik – a pomocą może być ostatni, niedokończony
rozdział.
Bohaterowie tych
opowieści mówią nieskładnie, potocznie, niedbale, sięgając niejednokrotnie po
wulgaryzmy (Romeo) i wydaje się, że jedynie Maria chce zrobić również w tej
materii jak najlepsze wrażenie.
Skoro nie możemy
jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kim jest bohater może powiemy jaki jest?
Więc jest samotny – i to
na wskroś. W kilku kluczowych dla swojego życia momentach sięga po pękaty od
adresów i osób notes, ale okazuje się, że nie ma do kogo zadzwonić, napisać,
nie ma kogo zapytać. Okazało się, że nie wystarczy „mieć kogoś na papierze” –
trzeba go mieć też w życiu, dbać o niego, lub choćby stworzyć pozory dbania.
Wyrzucając poszczególne osoby z życia, skazał się na niepamięć – swoją (bo w
końcu skądś się wzięła ta niemożliwość przypisania osoby do nazwiska) jak i o
sobie. Aż dziw, że Maria tak długo go pamiętała.
Bohater to też osoba
egoistyczna – z wygody preferuje niezobowiązujące związki z kobietami, pozwala
popaść w ruinę rodzinnemu obejściu, zmienia kolejne biznesy na bardziej
intratne, nie ma potrzeby posiadania potomstwa i nie dba o przyjaźnie. Jednak
czy aby na pewno jest to tak pozbawiona sentymentów? Bo przecież wykupuje – za
pierwotną cenę - dla dawnego pracodawcy rustykalną szafę, w jednej ze swoich
firm chce zatrudnić nikogo innego jak nieokrzesanego Romea, a obraz, który
przyniósł mu najwięcej zaszczytów, oddał nie komu innemu, jak budowniczemu
szkoły.
Można też o tej postaci
powiedzieć, że jest swoistym „dzieckiem szczęścia” – na każdym etapie życia
spotykał osoby, które podawały mu pomocną dłoń, promotorów, mentorów czy choćby
opiekunów; ludzi, którzy chcieli ułatwić mu start w dorosłość. A on raz za
razem, z tych dłoni rezygnował. Dlaczego? I z tą kwestią musi się zmierzyć
czytelnik sam.
Ale jest kilka kwestii, co
do których można mieć całkowitą pewność.
Bohater to prawdziwy
pasjonat sztuki. Uczęszczał do szkoły plastycznej, zaczął studiować malarstwo, jako
dorosły już tworzył kryształy, sprzedawał antyki a nawet miał ambicję projektować
ubrania. Poczucie piękna i estetyzmu towarzyszyły mu przez całe życie. Pojawiające
się w pewnym momencie postacie Joachima-malarza i Niemca-muzyka, wydają się być
kluczowe dla historii bohatera: po poznaniu ich historii obudziła się w nim
jakaś determinacja, która pozwoliła mu wyrwać się z małomiasteczkowej duchoty. Raz
za razem wraca też motyw obrazu z lalką i
to bez względu na moment życia głównej postaci, jakby bez pamięci o tym dziele
bohater i jego los był niepełny a wręcz wybrakowany.
Wiadomo też, że
interesująca nas tu postać z obsesyjnym niemal uporem zrywa ze wszystkim, co
wiązałoby się ze stworzeniem stabilizacji, trwałości, przywiązania do kogoś i
czegoś. Świadomie skazuje się na „wydziedziczenie”, emocjonalne wysiedlenie i
duchową bezdomność. Jego oderwanie od wszystkich jest na tyle totalne, że nie
ma do kogo zadzwonić z pytaniem o życie Marii. Swój los doprowadza do momentu,
w którym o nim jako o człowieku świadczy nie drugi człowiek a notes – te kilka
kartek z takim uporem zapisywane cudzymi nazwiskami i adresami. A do swoich –
jakże licznych – adresów nie czuje przywiązania. Nawet ich dobrze nie pamięta. Dlaczego?
Kolejna zagadka.
Z treści można też
wysunąć kilka sztampowych wniosków: jest to powieść o pierwszym zakochaniu i
pierwszym rozstaniu, o głębokiej miłości macierzyńskiej, o poszukiwaniu swojego
miejsca w życiu i świecie, o trwałości (lub nie) młodzieńczych przyjaźni, o
odwadze, dojrzałości do samodzielności, o wychodzeniu z domu, przekraczaniu
granicy między młodzieńczością a dorosłością. Jest to też powieść o próbie
(udanej?) odpowiedzenia na pytanie: kim jestem i co mnie determinuje?
Zagadką jest też sam
tytuł. Można do rozumieć na wiele sposobów. Może w nim chodzić o analogię
między rozdaniem kart w kolejnych partiach pokera, a rozdaniem kart swojej (?)
biografii. Może też chodzić o wizualne podobieństwo między talią kart a
kluczowym dla tej opowieści notesem – i jedno i drugie rozsypuje się w dłoni
bohatera. Może chodzić nawet o akt rozdawnictwa: kart w czasie pamiętnej,
ostatniej partii gry i wypisów z własnego życia – bo przecież i gra i życie
zmierzają do jakiegoś punktu kulminacyjnego, spektakularnego finału. Może też
chodzić o rangę finalności, ostateczności – jak nie będzie już więcej pokerowej
partyjki, tak bohater nie pokusi się już więcej o rozliczenie z własnym losem.
A może sens tytułu jest jeszcze bardziej banalny. Może chodzi po prostu o to,
że główna postać ostatni raz wertuje notes i ostatni raz opowiada swoje życie –
choćby samemu sobie. By stać się bardziej wiarygodnym, kompletnym i pełnym – przynajmniej
we własnych oczach.
[1] D. Nowacki, Nowa powieść Myśliwskiego. Czy znów
arcydzieło?, (w:) http://wyborcza.pl/1,75475,14575452,Nowa_powiesc_Mysliwskiego__Czy_znow_arcydzielo___RECENZJA_.html,
z 10.09.2013.
Zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,3823,Ostatnie-rozdanie.

Ta historia Cię porwała. Podobnie jak przy "Księgach Jakubowych", widać, że lubisz tego typu klimaty, ze zgrabnie wplecionymi rozważaniami filozoficznymi. Obie lektury jeszcze przede mną...
OdpowiedzUsuńJa się chyba nie skuszę. Albo inaczej: w tej chwili tego nie zrobię :) lektura wydaje mi się dość ambitna, skłaniająca do myślenia. Trzeba do niej przysiąść na spokojnie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam prozę W. Myśliwskiego! W całości i we fragmentach (bo przecież można te książki otworzyć na dowolnej stronie i pochylić się nad wybranym zdaniem, pokłonić się jednej z myśli). Za cudowną prostotę i piękno słowa! Za to, że każdy może czytać ją po swojemu. Za to, że jest!
OdpowiedzUsuń