Nie ma nic równie czerwonego jak krew, nic równie zwyczajnego. (s. 231)

       Zacznę od końca – niespektakularne w szacie graficznej i formacie kryminały z wydawnictwa AMBER to naprawdę bardzo dobre pozycje (jedne rewelacyjne i świetne, inne dobre – więc w ogólnym rozrachunku wychodzi, że nic złego od niech nie czytałam:)). Dziś o książce, którą pochłonęłam za dwa podejścia (trzeciego - tego z autobusu - nie liczę, bo przejażdżka była zbyt krótka, bym w tekst „się wgryzła”). I wcale nie trzymała w niemożliwym do wytrzymania napięciu, i wcale nie straszyła, i wcale nie miała dramatycznych zwrotów akcji – to po prostu tak misternie napisana, tak dobrze rozplanowana i z takim spokojem prowadząca czytelnika po kolejnych zawiłościach fabuły książka, że chciało się mało spać i ją czytać. Aż do skończenia.
       A o czym ta książka? "Zimny dzień w Raju" to klasyczny kryminał. Już na pierwszych stronach pojawia się trup i fundamentalne w takich sytuacjach pytanie: Kto zabił? (bo odpowiedź na: Dlaczego zabił? wydaje się dość oczywista). I jak w takich historiach bywa, jest następne ciało i następne – choć nie, w tym wypadku mamy uznanie śmierci bez znalezionego ciała. Jest i śledztwo i śledczy – a nawet dwaj: dość szorstki, arogancki, chamski i wyniosły policjant, który okazuje się być patałachem i nieudacznikiem (naprawdę zdarzają się tacy beznadziejni funkcjonariusze?) oraz były policjant, który wciąż nosi w sobie jedną z trzech kul wystrzelonych przez psychopatę i – co tu dużo mówić – świra. Ta nielubiąca i drażniąca się nawzajem para stanowi mieszankę wybuchową – jeden ignorant, drugi skrupulant tylko, że żyjący traumatycznymi wydarzeniami introwertyk. A nadzór policyjny, niedziałające przewody telekomunikacyjne (akcja rozgrywa się w latach 90-tych i o komórkach mało kto myślał), niekończące się długi hazardowe, procedury jednego ze stanowych więzień, burzliwy w przebiegu i skutkach romans z żoną przyjaciela, skradający się myśliwi, przytłaczające bogactwo przyjaciół oraz prześladujące, krwawe wspomnienia z dość odległej przeszłości, które wprowadzają pewien stan psychozy niczego nie ułatwiają ani nie prostują – wręcz przeciwnie: śledztwo wciąż gmatwają i finał opóźniają. 
       Ale i warunki zewnętrzne podsycają napięcie towarzyszące śledztwu: bo oto mamy do czynienia z niewielkim miasteczkiem oddalonym od metropolii, położonym wśród dzikiej przyrody Ameryki Północnej, skąd bliżej do Kanady niż Waszyngtonu i to wszystko jeszcze u progu zimy, która z zasady jeszcze bardziej izoluje i czyni świat przerażającym. 
       A to wszystko opowiedziane przez narratora pierwszoosobowego, przy użyciu retrospekcji, mowy pozornie zależnej, niekiedy naprawdę dynamicznych opisów. To taka książka, która nie wprowadza czytelnika powoli w świat bohatera, nie zaczyna od jego przestrzeni i świata przedstawionego, a od razu wrzuca w życie postaci – a w tym wypadku w jego głowę. Od pierwszych zdań dowiadujemy się co to za typ człowieka i co go określa – jego traumatyczna przeszłość. 
       Nie powiem – jest jeden minus: od pewnego momentu, dość szybko, wszystko zaczyna układać się w całość, pytania zyskują odpowiedzi a i kwestia mordercy zostaje rozwikłana; do wyjaśnienia zostaje tylko kilka drobnych niuansów (które łączą historię w spójną, perfekcyjnie dopracowaną fabułę), ale to już faktycznie detale i okruszki. 

       Niemniej, jeśli ktoś chce spędzić deszczowe popołudnie z książką, która zaciekawi, nie pozwoli o sobie zapomnieć, ale i nie wyczerpie emocjonalnie, spokojnie może sięgnąć po „Zimny dzień w Raju”. Ja nie żałuję. I nawet jeśli nie będzie mi dane przeczytać kolejnych części (jeśli wierzyć okładce, ma ich być jeszcze sześć), tę można spokojnie traktować jako niezależną, samodzielną i zamkniętą całość.   
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ

TYTUŁ BIERZE UDZIAŁ W WYZWANIU

Komentarze

  1. Nie słyszałam o tym autorze, więc cieszę się, że dzięki Tobie poznałam nowe nazwisko warte uwagi. Czasami czytając kryminały, mam wrażenie, że autor zamiast skoncentrować się na dopracowaniu intrygi,zajął się życiem prywatnym bohaterów czy innymi kwestiami. A przecież to zagadka kryminalna powinna być najważniejsza! A po przeczytaniu niektórych książek ledwo się ją pamięta, bo albo jest taka miałka, albo zbyt zawiła. Może być miło przeczytać w końcu jakiś klasyczny kryminał, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapisuję. Ostatnio mam głód kryminałów :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz