W odpowiednich okolicznościach każdy jest zdolny do morderstwa. (s. 98)
Lato. Małe miasteczko nad morzem. Pełnia słońca. Ciepły
piasek i wizja turystów pod parasolkami. Wszyscy marzą o wakacyjnym wytchnieniu
i spowolnieniu.
Taką sielską-anielską przestrzeń zamieszkują (między innymi):
powracająca z rodzinnych wakacji ambitna
policjantka, lokalny - od piętnastu lat żonaty z tą samą, wciąż młodą, kobietą
– hydraulik i jego rodzina, jego dość nieogarnięty pomocnik, dociekliwa i
wnikliwa redaktor naczelna lokalnej gazety, jej wścibski asystent wraz ze swoją
pogrążoną w nałogu matką, taktowny i otwarty młody pastor, anonimowa, szorstka
i wroga opiekunka pewnego domku letniskowego, kioskarz oraz właścicielka -
czekającego na nowych turystów - hotelu. Wszyscy oni (z wyjątkiem wycofanej
sprzątaczki) tworzą znającą się od dawna, zżytą, darzącą się zaufaniem i
wsparciem, mijającą się codziennie w drodze do pracy grupę; każdy każdego zna i
na swój sposób każdemu ufa.
Bo Broadchurch to jeszcze takie miasteczko, w
którym nikt przed nikim nie zamyka drzwi. To pojawiający się później obcy, z
zewnątrz – sierżant i dziennikarka ogólnokrajowej gazety - są tymi, co sieją
zamieszanie i wątpliwości. Ale to
później. Bo teraz Broadchurch to jeszcze takie miasteczko, w którym sama bym
chętnie spędziła długi, leniwy urlop. Tylko, że już za chwilę, pewnego,
ciepłego, słonecznego poranka na plaży znajdą ciało jedenastoletniego Danny’ego
i już nic nie będzie takie samo.
Przede wszystkim pojawi się ból, cierpienie,
wyrzut, złość, niedowierzanie i lista pytań bez odpowiedzi. W ślad za tym –
poczucie straty, winy i zwątpienia. Matka nie będzie już opoką, ojciec
wcale nie okaże się dobrym opiekunem a
starsza siostra słodką nastolatką. Nawet kioskarz nie będzie tylko sprzedawca
gazet, a hotelarka ładną kobietą interesu. I wszyscy będą zadawali sobie
pytania: Co Danny robił nocą poza domem? Jak się wymknął? Z kim się spotkał?
Jakie miał tajemnice? Komu ufał? Co o nim wie jego najlepszy przyjaciel? Śmierć
była skutkiem nieszczęśliwego wypadku czy morderstwa? Pytań więcej niż
mieszkańców miasteczka i podejrzanych. A i zebrane informacje tyczyć będą
raczej innych – a nie ostatnich chwil chłopca.
Więc wiemy dlaczego pani z psem
opiekowała się domem na uboczu, dlaczego silny ratownik medyczny został
ojco-matką na pełen etat, jak to było z nocnym wezwaniem do szwankującego
bojlera, przeciętym drutem kolczastym i kłótnią z młodym listonoszem. Ale to
nijak nie przybliży do rozwiązania zagadki. A kiedy przyjdzie jej finał, nic
już nie będzie takie samo. Bo: To śledztwo położyło się cieniem na całej
tutejszej społeczności. Mało kto nie ucierpiał. (…) Dochodzenie było delikatne
i złożone i odcisnęło swoje piętno na tym zżytym miasteczku. (…) Oczywiście, że
Mark podejrzewał Nige’a, tak samo jak Beth podejrzewała Marka, tak samo jak wszyscy
podejrzewali wszystkich…(…) (s. 410 – 423)
Po przeczytaniu tych sporo ponad 400
stron „Broadchurch” muszę powiedzieć, że to dobrze rozpisany, trzymający w
napięciu kryminał. Raz za razem sprawy przybierają niesamowity obrót, ciśnienie
czytelnikowi rośnie (co przy pogodzie za oknem jest raczej wskazane), a
rozwiązanie zagadki może niejednego zaskoczyć. Nie powiem, ten brak płynności w
przechodzeniu ze sceny w scenę, te nagłe przeskoki mogą irytować, ale można to
sobie wytłumaczyć, mając na uwadze, że książka powstała na podstawie filmu, że
rozdziały odpowiadają poszczególnym sekwencją filmowym i czytelnik bardziej
idzie nie za narratorem a za ruchem kamery.
Nie byłoby tego napięcia,
zniecierpliwienia i irytacji, że choć kolejne strony za nami, to o sprawcy
zdarzenia nadal nic nie wiadomo, gdyby nie wyraziste postacie głównych
bohaterów: rodziców i siostry Danny’ego, ich najbliższych sąsiadów, a przede
wszystkim policjantów: udzielającego wsparcia poszkodowanej rodzinie oraz
śledczych – Ellie’go i Alec’ca. Są oni nieudacznikami, patałachami, życiowymi
wykolejeńcami, pracującymi poniżej swoich ambicji, którzy raz za razem
przegapiają ważne wątki, skupiają się na banałach i własnych – mylnych –
osądach oraz skojarzeniach. Ona jest
naiwną, pełną żalu za stracony awans żoną ojco-matki, a on szorstkim, introwertycznym,
aroganckim, nieczułym, bezpośrednim i zdegradowanym gliną, za którym ciągnie
się echo zawalonego śledztwa; nie ma w sobie nic z charyzmy, przebiegłości czy
sprytu znanych słynnych śledczych; nie jest nawet zwinny i sprawny fizycznie –
osaczony przez swoje coraz bardziej kalekie zauważalnie oddala się od wizji finału
. Czy tym razem uda mu się znaleźć winnego, a jego zawodowej partnerce odzyskać
radość z wykonywanego pracy?
Warto wybrać się na wczasy do książkowego
Broadchurch z „Brodchurch” w dłoni. I choć jest to zamknięta część, kilka
wątków można rozwinąć i osobiście widzę potencjał na ciąg dalszy. Ja mam na
niego wielką ochotę.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ:
KSIĄŻKA BIERZE UDZIAŁ W WYZWANIU:
Cieszę się, że książka Ci się spodobała. Ja sama nie mam na nią niestety specjalnej ochoty, ale ufam, że wiele osób podzieli Twoje zdanie na jej temat.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na www.maialis.pl - dawno Cię nie było ;)
Myślę, że będzie w moim guście :)
OdpowiedzUsuńByłam bardzo zainteresowana tą książką, dopóki nie przeczytałam, że powstała na podstawie filmu - nie lubię tej kolejności, zazwyczaj zawodzę się w takich przypadkach, wolę więc obejrzeć oryginał :)
OdpowiedzUsuń