(…) Garbo zaczyna się tam, gdzie się kończą wszyscy pozostali. (s. 123)

Mary Pickford, Florence Lawrence, Lillian Gish, Mary Anderson, Carla Laemmle, Pola Negri, Marlene Dietrich , Gloria Swanson… Oto kobiety uznane za jedne z największych aktorek amerykańskiego kina niemego.
Wszystkie piękne ciałem, mocne duchem; do dziś podziwiane za profesjonalizm, dyscyplinę, zawodowy perfekcjonizm, charyzmę i intuicję pozwalające w pełni oddać się odgrywanej przez siebie roli. Czy w roli famme fatale, czy namiętnej kochanki, czy artystki kabaretowej, czy morderczyni, czy rozchwianej emocjonalnie nieszczęśliwie zakochanej zawsze stawały na wysokości swoich zadań. Filmoznawcy (a także zasłuchani w opinie innych laicy) do tego kręgu zaliczają również Gretę Garbo.
Aktorka, urodzona w 1905 w Sztokholmie w ubogiej rodzinie jako Greta Lovisa Gustafsson, zagrała w kilkudziesięciu filmach niemych i dźwiękowych, w Europie oraz w USA (dla wytwórni MGM), i wydaje się, że najsłynniejszymi jej rolami były tytułowe Anna Karenina, Mata Hari, a następnie Felicitas z „Symfonii zmysłów”, Lillie z „Dzikich orchidei”, Marguerita z „Damy kameliowej”. Choć wielokrotnie nominowana, nigdy nie otrzymało Oscara za konkretną rolę w konkretnym filmie. Dopiero w latach 50. przyznano jej Oscara Honorowego. A jej nagła rezygnacja z pracy aktorskiej (po „Dwulicowej kobiecie” z 1941 roku) niemało przyczyniła się do wzrostu jej popularności i tworzenia legendy.
Całkiem niedawno nakładem wydawnictw Pruszyński i S-ka ukazała się książka Davida Breta „Greta Garbo”. Ta dość pokaźnych rozmiarów książka (536 stron) rozpoczyna się narodzinami późniejszej gwiazdy (19.30, 18.09.1905 „(…) w szpitalu położniczym (…) w południowej dzielnicy Sztokholmu, w owych czasach niewiele różniącej się od slumsów (…) (s.10)) i prowadzi czytelnika od trudnego dzieciństwa aktorki, podejmowanych różnorakich prac zarobkowych, pierwszych ambicji zawodowych, drobnych sukcesów poprzedzonych niemałym uporem oraz zawziętością, po oszołamiającą karierę w Hollywood i wiążące się z nią uwielbienie publiczności czy większości krytyków.
Jednak w książce Breta nie umiem znaleźć Garbo, jaką chciałabym zobaczyć i poznać. Nie umiem wyczytać tego czegoś, co sprawiło, że było w niej tyle zawziętości, uporu, profesjonalizmu, perfekcjonizmu i oddania pracy; nie widzę tam tych cech, które sprawiły, że jej role były uwielbiane a widzowie tłumnie zmierzali na kolejne seanse. Wciąż nie wiem, gdzie tkwiło źródło jej siły i intuicji zawodowej; ani jaki miała rytm pracy, dyscypliny, oddania, przekonania o dobrze budowanej i pokazywanej roli… Wiem za to, że była apodyktyczna, kapryśna, a nawet złośliwa; lubiła szokować i zdobywać kolejnych wrogów, pozwalała na spekulacje odnośnie własnej orientacji i upodobań seksualnych, inne osoby często traktowała z góry, była ciężka we współpracy, a czasem nawet zarozumiała, często dyktowała warunki; proporcjonalnie do wzrastającej popularności, coraz bardziej ceniła swoją prywatność, stroniła od wścibskich fanów i dziennikarzy, nie uczęszczała nawet na obowiązkowe pokazy premierowe (i popremierowe uroczystości), z biegiem czasu zamieniła się w pustelnicę i samotnicę, nawet swoich znajomych – z obawy o zdradę czy obmowę - izolowała wzajemnie od siebie. W książce Breta jest Garbo-dziwaczka a nie Garbo-wielka artystka. Nie chciałam książki rodem z rubryki towarzyskiej, w której pełno opowieści o kolejnych podbojach miłosnych, eksperymentach i „szokach” towarzyskich, przeplatanych plotkami, insynuacjami, niedomówieniami i streszczeniami kolejnych filmów oraz opowieściami o spięciach z planów filmowych, lecz chciałam książki o diwie sukcesu, która swoją niezłomnością na ekrany największych kin świata dotarła z nizin społecznych, z roli ekspedientki i modelki żurnalowej.
Nie mogę zaprzeczyć: są w tej książce elementy, które – jak dla mnie – stanowią jej wielki atut. Mam tu na myśli całe tło kulturowe, społeczne i obyczajowe - tak Szwecji, jak i Hollywood. Na stronach tej książki spotkamy całą plejadę wielkich nazwisk starego kina jak: Marlene Dietrich, William Daniels, John Gilbert, Barbara Kent, Mary Anderson, King Vidor, Eleanor Boadman, Edmund Lowe, Lilyan Tashman, Rudolf Valentino, Mimi Pollak, Lars Hanson, Pola Negri, Swen-Hugo Borg. To w niej wychwycimy, co znaczyła opinia opublikowana przez „Vanity Fair”, „New York Herald Tribune”, „Life” czy „New York Mirror”, jakim miejscem był klub Cocoanut Grove, jak w praktyce interpretowano  dyktowane przez Kodeks Haysa reguły kręcenia niektórych scen czy prezentowania niektórych problemów, jak zmieniał się przemysł filmowy, jaki był proces wypierania filmu niemego przez film dźwiękowy i jakim tak naprawdę, od środka, było ówczesne środowisko aktorskie.
Być może moje oczekiwania wobec tej książki były niewłaściwe, może szukałam odpowiedzi, które powinny zostać tajemnicą. I choć nie spotkałam Garbo, której szukałam, od środka poznała machinę fabryki snów, realia tworzenia american dream i wiru, w który wpadali wszyscy związani z branżą Hollywood.     
    


ZA PRZECZYTANIE KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Pruszyński i S-ka

Komentarze

  1. Rozumiem Twoje lekkie rozczarowanie, też myślałam, że przeczytam tu o gwieździe wielkiego formatu, a nie złośliwej paranoiczce. Mimo wszystko jestem ciekawa, co spowodowało, że stała się legendą. Przepiękna kobieta, umiejąca stworzyć aurę tajemniczości.Przeczytam. Dziękuję za obiektywną, ciekawą recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam pojęcia, kim jest ta kobieta, nie interesuje się aktorami raczej :) A skoro historia i tak, i tak jest średnia, to pewnie po nią nie sięgne.
    drewniany-most.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie czytałam tej pozycji

    OdpowiedzUsuń
  4. Dla całej otoczki, dla tła kulturowego i społecznego - warto poznać tę książkę. Chociaż szkoda, że nie uchwyciła magii, nie odpowiedziała skąd ta charyzma, którą podziwiamy na ekranie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz