(…) ktoś, kto poznał głód, nigdy nie zrezygnuje z kotleta tylko dlatego, że jest niedosmażony”. (s. 239)
Ten stan rzeczy zmienia książka Luci Dottiego – prywatnie drugiego syna
aktorki. Dzięki temu tytułowi mamy możliwość wejścia w prywatny świat Audrey.
Spotkamy tam perfekcyjną matkę, zdyscyplinowaną kobietę, która - tak w życiu
zawodowym jak i prywatnym - narzucała sobie samo-dyscyplinę, która spajała
rodzinę i przyjaciół, która ceniła sobie bliskość, prywatność i kameralność
spotkań, która nigdy i nigdzie nie traciła klasy tak oczywistej dla wysoko
urodzonych, która miała słabość do czekolady, a jej słowa: „Jak teraz dostaję pudełko czekoladek, wystarcza mi na dłużej, może na
jakieś dwie godziny (…)”stały się już klasyką. Podglądniemy w niej Audrey podczas przygotowań do
gali Oskarów (w 1976 wręczała statuetkę za najlepszy film twórcom cenionego
przez siebie „Lotu nad kukułczym gniazdem”), w szlafroku podczas rodzinnego
śniadania, u znajomych w Los Angeles, w Rzymie, Szwajcarii i Wenecji, w
samodzielnie uprawianym warzywniku, w ogrodzie z psami, ale również w Białym
Domu, w Somalii, z żołnierzami ONZ, na pokładzie wojskowego samolotu, w Etiopii
i Sudanie - bo praca dla ONZ i UNICEFu wydają się być największymi rolami jej
życia.
Zawsze w tych opowieściach jest Audrey widziana i
wspominana przez syna, któremu brak obiektywizmu czy wyważenia. Dlatego te
historie są bardzo intymne, okraszone anegdotkami typowymi dla rodziny zżytej i
scalonej. Dotti pokazuje nam liczne rodzinne zdjęcia, odręczne notatki aktorki,
korespondencje przychodzącą a nawet typowy przepiśnik pani domu. Bo Audrey
Hepburn - choć miała gosposię –
uwielbiała gotować i eksperymentować w kuchni. Ceniła dania wyszukane, gustowne
i proste, a nawet „śmieciowe” – makaron z ketchupem. Choć dbała o dietę - była
łasuchem, a jako dziecko wojny i głodu nie gardziła żadną potrawą. I sporą
część tych wspomnień wypełniają właśnie przepisy i porady kulinarne. Nie brak
przy tej okazji ciekawostek gastronomicznych, jak choćby taka, że uwielbiane
przez aktorkę magdalenki (deser z pogranicza ciasta francuskiego i mufinki)
nazwę zawdzięczają Ludwikowi XV a sam Proust wprowadził je na karty literatury.
Książka Dottiego porównuje się do „Fragmentów” Marilyn
Monroe. Ale jak tamta odzwierciedla wewnętrzny świat aktorki, jej emocje,
uczucia,, stany ducha, marzenia i niewypowiedziane potrzeby, tak ta pokazuje
Audrey jaką była dla świata zewnętrznego, czym ten świat był, jak go widziała,
co miała mu do zaoferowania i co mu dawała. I nie powinni zawieść się ci
wszyscy, którzy chcą spotkać Kobietę a nie filmową diwę (i może ktoś stanie w
szranki z jej przepisami jak bohaterka filmu Julie i Julia:-)? Ja na wstępie
kapituluję:-) ).
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Pierwszy raz ujrzałam ją w "Pokoju i wojnie", w który zagrała wraz z pierwszy swym mężem. i zachwyciłam się jej delikatnością i urodą.Później śledziłam jej losy i oczywiście oglądałam filmy ....choćby "Rzymskie wakacje" z Gregory Peckiem.
OdpowiedzUsuńByłam i jestem nadal pod wielkim jej urokiem. Jako Holly była niesamowita ....tej klasy co ona chyba nie posiadała żadna aktorka. Piękna, subtelna i utalentowana.
Po przeczytaniu Twego posta stwierdziłam, że muszę zapolować na te książkę...zapolować oczywiście w sensie najtaniej nabyć....
Pozdrawiam Cię Gosiu i Nowy Sącz, w którym niedawno byłam i znów mam tam interes, ale muszę się wykurować wcześniej.
Muszę koniecznie przeczytać! Książka o cudownej i magicznej kobiecie ;)
OdpowiedzUsuńMam już na półce, na razie tylko zdjęcia obejrzałam, ale już wiem, że wyjątkowa książka o mojej ulubionej Audrey.
OdpowiedzUsuńCoraz ciekawsze recenzje czytam na temat tej książki, którą kupię na pewno.
OdpowiedzUsuńPoluję na nią od dawna. Audrey jest moją ulubioną aktorką i nie chce przechodzić obok tej pozycji obojętnie.
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać, zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZ tego, co pamiętam, chętnie czytasz biografie (ja - przynajmniej w obecnej chwili życia - rzadko; choć akurat obecnie "Stryjeńską"). Miło, gdy książka przynosi radość czytania, poznawania, poszukiwania... I dobrze, że fascynują nie tylko bohaterowie fikcyjni (którzy jednak wypchani są cechami ludzi z krwi i kości), ale i ci, którzy faktycznie kroczyli po tym świecie.
OdpowiedzUsuń