Latem 1939 roku zoo wyglądało naprawdę okazale (s.24) – A. Żabińska, „Ludzie i zwierzęta”.
Ostatnio, za sprawą amerykańskiego filmu „Azyl” (a wcześniej
książki o tym samym tytule) świat mógł usłyszeć o Antoninie i Janie Żabińskich,
którzy na terenie warszawskiego zoo zorganizowali tajną i jedynie
wtajemniczonym znaną enklawę dla uciekinierów z getta. Wielu filmowi zarzucało
infantylizm, prostotę, banalizację, stereotypowość, ale na szczęście historię
Żabińskich, ich rodziny, przyjaciół i podopiecznych - ludzkich czy zwierzęcych
– możemy poznać również (lub przede wszystkim) dzięki autobiografii Antoniny
Żabińskiej „Ludzie i zwierzęta”.
Książka ta to nie tylko opowieść o tych kilku
ciężkich, traumatycznych i nieludzkich latach wojny. Obejmuje ona okres już
przedwojenny, kiedy Żabińscy – jako cenieni i doświadczeni zoologowie –
udoskonalali warszawskie zoo, współpracowali z dyrektorami licznych
zachodnioeuropejskich (w tym oczywiście niemieckich) ogrodów zoologicznych,
przyczyniali się do rozwoju badań nad zaginionymi gatunkami czy gatunkami
egzotycznymi, jak na przykład: „(…) udało się skrzyżowanie zebry Chapmana z
zebrą Hartmanna, w wyniku czego okazało się, że produktem tej krzyżówki jest…
zebra Warda, do tej pory uważana za odrębny gatunek (…) – s.23”, stawali się
poważanym i słuchanym głosem w swoim środowisku i nie bali się nowatorskich,
jak na tamte czasy, metod. Jako oddani swojej pracy fachowcy i pasjonaci
mieszkali na terenie zoo, czuwali nad każdą z podejmowanych tam inicjatyw,
czuli się związani tak z pracownikami, jak i zwierzętami, którym
niejednokrotnie nadawali ludzkie imiona. Ta koegzystencja skończyła się wraz z
wkroczeniem Niemców do miasta, kiedy to część zwierząt trzeba było odstrzelić,
gdyż na wolności (klatki zostały zniszczone przy bombardowaniu) zagrażały
bezpieczeństwu ludzi, inna grupa po prostu uciekła, sporą część Niemczy
wywieźli do III Rzeszy, a jeszcze inna partia stała na przeszkodzie niemieckim
planom, zgodnie z którymi zoo miało się stać świńską chlewnią założoną na
potrzeby wojska (a później jeszcze ogródkami działkowymi). I mniej więcej wtedy
Żabińscy zezwolili na wykorzystanie zaplecza zoo do celów transportowych i
przerzutowych ludności żydowskiej. Takim sposobem rozpoczęło się równoległe
życie ogrodu i jego mieszkańców – życie podziemne, tajne, w ukryciu i
ciemności; pełne napięć, obaw i konspiracji, kiedy to każdemu trzeba było
wypracować w sobie sporą dozę dyscypliny, dyplomacji a nawet talentu
aktorskiego serwowanego odwiedzającym ogród Niemcom... Książka nie pomija
również kwestii rewitalizacji i rekonstrukcji zoo – bo okazało się, że powojenna
odbudowa miasta to nie tylko odbudowa mieszkań, naprawa infrastruktury,
reorganizacja zaplecza biurowo-urzędniczego. To również konieczność
przywrócenia miastu choć szczypty normalności – a zoo okazało się być jej
synonimem.
Wspomnienia Żabińskiej napisane są językiem lekkim, bardzo prostym,
czasami wręcz infantylnie dziecięcym. Ale ta
nieskomplikowana, pozbawiona obróbki językowej opowieść bardzo mocno
oddziałuje na czytelnika, sprawia, że staje się ona bardziej wiarygodna i
autentyczna, bliska życiu, realnym problemom realnych ludzi, którym przyszło
zająć konkretne stanowisko w konkretnych wojennych realiach – daleko jej do
wygładzonej, wykreowanej literatury. Być może to właśnie czyni „Ludzi i
zwierzęta” tak mocnym głosem w sprawie Holocaustu i okupacji: bo niepotrzebni,
gorsi, niżej postawieni – ludzie i zwierzęta – stali się dla siebie wsparciem i
schronieniem.
Literatura do tej pory nie raz i nie dwa podejmowała tematy
eksterminacji, komór gazowych, AK, prześladowań czy czystości rasy, ale nikt do
tej pory tak głośno i wyraźnie nie mówił, nie zauważał, że obok cierpiących,
samotnych, zaszczutych ludzi były też i zwierzęta – oszołomione oraz
otumanione. Co zdecydowanie czyni książkę Żabińskiej pozycją dla osób o
silnych nerwach. Mnie nie raz serce zadrżało!
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Ciekawe, ile jeszcze takich ciekawych historii jeszcze nie wyszło na światło dzienne... Bo przyznam szczerze, wcześniej nie miałam pojęcia o tym, co działo się w warszawskim zoo w czasie drugiej wojny światowej.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że o wielu już nie usłyszymy...
UsuńCieszę sie ze tu zajrzałam . Nie słyszałam o tej książce a koniecznie muszę sie nią zainteresować . Dziękuje , właśnie to jest piękne w blogach ze zawsze można poznać cos nowego . Blog obserwuje licząc na następne inspiracje
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie
Czytankanadobranoc.blogspot.ie
A mnie w blogach książkowych urzeka to, że tak wielu tak różnie o jednej książce może pisać...
Usuń"Azylu" jeszcze nie czytałam, ani nie oglądałam, jednak uważam, że taka autobiografia może być wspaniałym dopełnieniem historii.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że to będzie lepsza książka niż "Azyl", gdyż wspomnienia osobiste są bardziej miarodajne...
OdpowiedzUsuńPoszukam w bibliotece.