Dotarłam na koniec świata - Catherine Poulain

Wczoraj swoją datę premiery miała opublikowana przez Wydawnictwo Literackie książki "Wielki marynarz" - książki, która otrzymała 8 nagród literackich, 300 000 sprzedanych egzemplarzy, nominacja do Nagrody Goncourtów. Literackie odkrycie we Francji. Dojrzały debiut pisarski pięćdziesięcioparoletniej kobiety, która całe życie trudniła się pracą fizyczną, zaskoczył krytyków literackich i zachwycił rzesze czytelników. Catherine Poulain była barmanką w Hongkongu, pracowała w wytwórni konserw na Islandii, przy produkcji syropu klonowego w Kanadzie i połowach ryb na Alasce. Świetnie odnalazła się w męskim świecie alaskańskich rybaków i marynarzy, co w szorstkim, godnym Hemingwaya stylu opisała w powieści "Wielki marynarz". Dziś Catherine Poulain pracuje dorywczo przy winobraniach w Médoc i na alpejskich łąkach wypasa stado 700 owiec. I, jak twierdzi, ma w planie kolejne książki.

Oto fragment wywiadu, który w całości można przeczytać na stronie kultura.gazetaprawna.pl 
(zdjęcie ze strony: http://bibliobs.nouvelobs.com/sur-le-sentier-des-prix/20160517.OBS0717/6-prix-et-30-500-euros-pour-catherine-poulain.html)  
7 prix et 30.500 euros pour Catherine PoulainWielkim marynarzu opisałaś doświadczenia z nielegalnego pobytu i pracy na Alasce. Spędziłaś tam 10 lat i nie byłaś jedyną, którą przyciągnęła tam jakaś nieznana siła.

Alaska to taki „Ostatni Przystanek”. To jest przyczyna, dla której ten olbrzymi stan nabiera znamion mitycznych. Dzikość i oddalenie od „cywilizowanego” świata sprawiają, że masz wrażenie, że możesz tu zacząć wszystko od nowa. Jest to miejsce ekstremalne i trzeba być przygotowanym na ekstremalne doświadczenia. Ściąga tu wielu dziwaków, nastolatków, którzy marzą o znalezieniu własnej drogi, także popaprańców, którzy dopiero co wyszli z jakiegoś życiowego zakrętu i chcą walczyć z widmami przeszłości, konfrontując się z siłami przyrody. Przejeżdżają też zwykli awanturnicy szukający przygody i wyzwań. I, najczęściej, po prostu ludzie, którzy chcą żyć z rybołówstwa i „pracować na krawędzi”.

Tak jak ty. Ciężko jest kobiecie żyć na takim „końcu świata”?

Czy ciężko? Nie wiem. Dla mnie życie na Alasce było łatwiejsze niż w Europie. Wiesz, chodzi o to, że nie ma tu żadnej zabawy w pozory, role i zasady. To nie istnieje. Byłam tutaj sobą, miałam prawo do szaleństwa, pod warunkiem, że w pracy dam z siebie wszystko, a kiedy kończyłam dniówkę miałam czas na przesiadywanie w barze. Nie było tam wiele kobiet. (…)

W 2003 roku amerykański urząd imigracyjny odesłał cię do Francji. Co wtedy czułaś?

To był koniec wszystkiego. Totalna katastrofa. Szarpałam się z ludźmi, którzy po mnie przyszli. Próbowałam wskoczyć do morza. To straszne, gdy chcesz rozbić głowę o ścianę, a musisz iść dalej, bo twoje osobiste małe dramaty nie znaczą nic.

Pracujesz teraz na południu Francji. Strzeżesz stada owiec, a od czasu do czasu zatrudniasz się dorywczo do pracy przy winorośli. Ostatni Przystanek to coś jeszcze przed tobą?

Ostatnia granica jest zawsze przed nami. Mam nadzieję, że pewnego ranka, wyruszę stąd razem z moim psem, by dotrzeć do mojego wymarzonego Point Barrow.

Okładka

Komentarze

Prześlij komentarz