Powietrze napełniło się cieniutkim jękiem niewidzialnych kul – S. Rembek, W polu, s. 311.
Powstanie
listopadowe, powstanie styczniowe, kampania wrześniowa, powstanie warszawskie,
powstanie w getcie, nawet Wiosna Ludów czy rabacja galicyjska to starcia
zbrojne, które od lat mają trwałe miejsce jako temat tekstów literackich. Inaczej
ma się sprawa z wojną polsko-bolszewicką. Nie licząc filmu Hoffmana, nie jest
to motyw obecny w tekstach kultury. Może zmieni się to za sprawą wydawnictwa
Latarnia, które w 2016 roku wydało powieść „W polu”.
Jej autor – Stanisław Rembek
– brał udział w kampanii wrześniowej, obronie Warszawy w 1939, podczas okupacji
angażował się w tajne nauczanie, a w okresie dwudziestolecia międzywojennego
był uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej. I „W polu” jest powieścią wyrosłą
na tych właśnie doświadczeniach.
Jej bohaterem są żołnierze 7 kompanii
strzelców – niby to bohater zbiorowy, ale składają się na niego mikroopowieści o
niejednym członku tej organizacji bojowej. Na przykładzie tych tragicznych i
smutnych pojedynczych losów czytelnik poznaje odhumanizowane i odbrązowione
realia wojny: natarcia, odwroty, chaos walk, długie godziny czekania w okopach,
wojnę nerwów, brud, głód, choroby – z zakaźnymi na czele, brak snu, próby
ocalenia (?), przywrócenia (?), zachowania (?) choć resztek normalności zachowując
umiejętność śmiechu czy budowania koleżeńskich relacji. Realia wojny to realia zachwianej
dyscypliny, godności ludzkiej, upadek morali, koniec rodzin (co widać na przykładzie
Robaków – trzech braci: Michała, Józefa, Antoniego), a z wypowiedzi bohaterów
wyczytać można ogólnonarodowe nastroje społeczne czy polityczne – zmęczenie aktualną
sytuacją, rozczarowanie, konieczność znalezienia sposobu wyjścia z obecnego
impasu. A diagnozy typu: „Bo Polacy, panie poruczniku, uznają jakiś dziwny
nakaz niepotrzebnego cierpienia. Nazywa się to poświęceniem czy ofiarnością,
ale zdaje się być raczej narzucone przez dość powszechną u nich zawiść” (s.
252) nie podnoszą w grupie ducha.
Wszyscy ci bohaterowie podlegają temu samemu
czasowi – nie pór dnia czy dób, ale jest to czas odmierzany kolejnymi starciami
i zaczepkami. Z kolei trzecioosobowa narracja tej książki raz jest powolna,
monotonna i leniwa - jak godzinne oczekiwania w okopach, a innym razem gna
zdaniami krótkimi, urywanymi, wręcz żołnierskimi - jak kompania szykująca się
do natarcia lub odwrotu.
I w błędzie jest ten, kto sądzi, że powieść ta
dostarczy czytelnikowi niesamowitych opowieści o niesamowitych bohaterach,
którzy przyczynili się później do powstania mitu o tzw. cudzie nad Wisłą – brak
tu krystalicznych postaw, niepodważalnych i bezdyskusyjnych dowodów odwagi. Są za
to ból, cierpienie, często głęboko skrywane bunt, zawód, zmęczenie oraz osaczający
strach. A to wszystko razem czyni „W polu” pozycję na wskroś wiarygodną i
autentyczną, napisaną doświadczeniami i historią.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Mam tę ksiązkę.
OdpowiedzUsuńI? Bo gdybym powiedziała, że to lektura łatwa i szybka, wielkie kłamstwo bym rzekła...
UsuńJestem ciekawa, lubię lektury historyczne, więc jestem zainteresowana.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/