Plany rewolucjonistów były wzniosłe, ale ich metody nierzadko godne potępienia – E. Durschmeid, Najsłynniejsze rewolucje i zamachy stanu, s. 369.
KSIĄŻKA Z MOIM
PATRONATEM MEDIALNYM
Słowo „rewolucja” nie jest dziś nikomu obce. Wydaje się być odmieniane przez wszystkie przypadki i używane we wszystkich możliwych kontekstach – rewolucja kulturowa, gastronomiczna, edukacyjna, naukowa, gospodarcza, a nawet seksualna. Ale przede wszystkim – o czym niektórzy wydają się zapominać – należy je na pierwszym miejscu odnosić do tzw. trwałych przemian społecznych (które nie zawsze, jak pokazuje historia, przebiegały pokojowo i ze sporą dozą dyplomacji). Takie rewolty z definicji są przeciw czemuś (i)lub komuś. I zawsze zmieniają porządek rzeczy – najczęściej porządek społeczny.
Z próbą oddania mechanizmów ich powstawania, przebiegu i
ugruntowywania się nowej rzeczywistości zmierzył się Erik Durschmied. Zgodnie z
tym co mówi podtytuł, książka ta nie tylko skupia się na rewolucjach. Jest w
niej również mowa o buntach oraz zamachach, które swą wagą mogłyby się
przeobrazić w niejeden zamach stanu. „Przemierzając” za tymi przewrotami cały
świat – od Rosji po Meksyk, od Niemiec po Kubę, od Stanów Zjednoczonych po
Japonię, zahaczając nawet o Iran – autor dowodzi, że wielkie czyny i wyraziste
osobowości czy postawy rodzą się w skrajnych, nie zawsze chlubnych i pełnych
chwały, okolicznościach, a ludzie rewolucji nie jeden raz ubrudzili sobie ręce
nieczystą grą i krwią niewinnych, przypadkowych świadków.
Książka ta daleka
jest od spiskowej teorii dziejów, sentymentalnych porywów, mitologizujących i „pomnikotwórczych”
podrygów czy też laudacji na cześć wielkich postaci. Autor rzeczowo – choć przy
pomocy licznych anegdot, barwnych opowieści snutych żywym, emocjonalnym i
często pełnym napięcia językiem – przedstawia przyczyny, przebieg i skutki (nawet
te odległe w czasie) kilku, zdawałoby się najbardziej przełomowych, przewrotów.
Jak już wspomniano, interesują go nie tylko te oczywiste dla Europejczyka – jak
Wielka Rewolucja Francuska i zamach na Hitlera, ale również te dość odległe i „egzotyczne”
– jak irańska z 1979 czy bunt w Japonii z 1945. Autora w równym stopniu
interesują ci, którzy je wzniecali lub stawali się bezpośrednimi ofiarami – jak
i ci, którzy stawali się mimowolnymi świadkami, anonimowym tłumem, któremu nakazywano
żyć w społeczeństwie o nowym porządku, bo: „Kiedy w grę wchodzi jedność
narodowa, wszystko stawało się dozwolone, w tym również zbrodnie przeciwko
ludzkości” (s. 369). Dowodzi to temu, że droga do ugruntowanego później
(czasem, choć nie zawsze) ładu społecznego bywa usłana wieloma trupami. Wiarygodności
tym opowieściom dodaje również fakt, że Durschmeid skupia się nie tylko na
doniesieniach historyków czy zapiskach korespondentów agencji prasowych, ale
również na własnych doświadczeniach – jak spotkanie z Fidelem Castro, z
premierem irańskim Freydounem Hoveydą czy ajatollahem Chomeinim.
I to również
dzięki takiemu rysowi wspominkowemu, książka zyskuje na rzeczowości oraz
prawdziwości. Staje się nie tylko kolejną nudną pracą okołohistoryczną, ale ma
szanse stać się oryginalnym zaproszeniem na wyprawę po krwawych meandrach przeszłości.
ZA WERSJĘ PRASOWĄ KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Komentarze
Prześlij komentarz