Życie zawsze było dla mnie jednym ciągłym zadziwieniem (…) – R. Flanagan, Śmierć przewodnika rzecznego
Tyle
w temacie oficjalnego biogramu. Sama opisywałam tutaj wszystkie dotychczas
wydane w Polsce książki tego autora. Dziś pora na „Śmierć przewodnika
rzecznego”. Głównym bohaterem jest organizator niebezpiecznych spływów rzeką
Franklin. „Uwięziony przez prąd
tasmańskiej rzeki, wciągnięty pod sam wodospad, Aljaz Cosini (…) tonie.
Ostatnie chwile życia stają się dla niego rodzajem mistycznej podróży w głąb
własnego życia oraz życia przodków. Przed oczami Aljaza przetaczają się obrazy
z przeszłości. Widzi, jak jego ojciec Harry jako mały chłopiec grzebie swojego
ojca pod drzewem gumowym, które wnet rozkwitnie tysiącem żółtych kwiatów. Jak
wuj Reg sprzedaje zęby, by spłacić dom. Jak prababka ucieka przed złym duchem,
a pijany łowca fok gwałci na plaży Aborygenkę zwaną Czarną Perłą. Widzi piękną
twarz kobiety, którą kochał… W podwodnym świecie, który odbiera Aljazowi
ostatni oddech, rodzinna wizja złożona z okruchów aborygeńskich, celtyckich,
włoskich, angielskich, chińskich i wschodnioeuropejskich opowieści przeistacza
się w bezdenną historię Tasmanii”.
Po raz kolejny autor oddał do rąk czytelnika
książkę, w której fabuła jest jedynie pretekstem do rozważań o naturze
człowieka i kondycji świata, w której pyta o to, co ma sens, co stanowi
wykładnię człowieczeństwa, co w sytuacji tej najbardziej granicznej – w momencie
śmierci – okazuje się istotne, co nas wcześniej kształtuje, co rzeczywiście
zapamiętujemy i na co sami mieliśmy wpływ. Jak zawsze u Flanagana odbywa się
swoista mityzacja rzeczywistości, próba zrozumienia świata z sygnałów przez
niego wysłanych, chęć pokazania działającej w świecie siły sprawczej, magii
rutyny, powtarzalności czy stabilizacji, konieczność definiowania, odkrywania i
nazywania zjawisk trudnouchwytnych – z samym sobą na czele. Nie brak też opowieści
o ludziach okaleczonych przez historię, odwołań do epok minionych, które są
tłem do pokazania losów bohaterów na pozór prostych i zwyczajnych.
Nie ma co
ukrywać – „Śmierć przewodnika rzecznego” nie jest lekturą łatwą ani
przyjemną, nie jest powieścią do pociągu, poduszki czy chwilę wytchnienia – co wytchnienia
nie da. Każe się zastanawiać i ciężką, powolną, snutą niczym gawędziarska opowieść
narracją karze tych, którym do refleksji daleko. To zdecydowania powieść dla
wymagających i cierpliwych czytelników.
Ładnie o tej książce napisałaś. JA bardzo cenię tego autora i czekam już na jego następną książkę.
OdpowiedzUsuńNie znam jeszcze twórczości autora :)
OdpowiedzUsuń