(…) musi stąd wyjść, nie mając dokąd się udać (s. 349) - Gorączka, Mary Beth Keane


      Nowy York uważany jest dziś za jedno z najważniejszych miast świata. To centrum kultury, finansjery, nauki, sportu. Tam znajdują się prestiżowe ośrodki akademickie, a sławnymi na całym świecie mostami (na przykład Brooklińskim czy Manhattan Bridge) do dziś zachwycają się liczni - nie tylko Marylin Monroe. Jednak w przeszłości było to zupełnie inne miejsce. Nazwane początkowo Nouvelle Angoulême, później Nowym Amsterdamem, by wreszcie około 1664 stać się ostatecznie Nowym Yorkiem przechodziło z rąk do rąk europejskich kolonizatorów (bardzo ważne dla tej kwestii były II wojna angielsko-holenderska oraz wojna o niepodległość USA). Pod wpływem napływających emigrantów ludność dziesiątkowana była przez żółtą febrę a później tyfus. W 2. połowie XIX wieku odbyły się rozruchy uliczne na skutek obowiązkowego poboru do wojska, a pochłaniająca ponad 1000 ofiar katastrofa parowca - do czasów 11 września 2001 - przyniosła największą liczbę poległych cywilów. To dziś barwne, kolorowe i słynące z wolności czy tolerancji miasto wyrosło na bólu oraz cierpieniu wielu. 
      Takie właśnie tło nadała swej „Gorączce” Mary Beth Keane. W dusznym, brudnym, cuchnącym, pełnym fermentujących i rozkładających się odpadów komunalnych Nowym Yorku 1. połowy XX wieku rozgrywa się dramat pewnej młodej, 37-letniej, kobiety. Mary Mallon przybywa do Stanów z rodzinnej Irlandii w wieku piętnastu lat. By oswoić się z miastem, zatrzymuje się na kilka tygodni u siostry babki, poznaje topografię nowego miejsca i po krótkim czasie, dzięki biurowi pośrednictwa pracy, najmuje się w domu bogatych mieszczan jako praczka. Jednak jej marzeniem jest zostać kucharką. Już w Irlandii zdobyła odpowiednie doświadczenia, ma świadomość posiadanego talentu kulinarnego, a teraz musi jedynie innych przekonać do tego pomysłu. Sukcesywnie, ale dzięki uporowi, zawziętości, pomysłowości a nawet przebiegłości osiąga swój cel. Mary Mallon zostaje docenianą przez kolejnych pracodawców kucharką - gotuje dla domowników czy ich gości potrawy wyszukane lub typowe, ale podane w wyjątkowy sposób. Sama nadzoruje zakupy, potrafi się targować i wprawnie wyszukiwać rarytasy. Jednak ta harmonia pewnego dnia się kończy. Ktoś ze służb sanitarnych dostrzega prawidłowość, zgodnie z którą w domach pracodawców Mary wybuchają epidemie gorączki przechodzące później w tyfus, co kończy się dla niektórych śmiercią. Kobieta zostaje aresztowana (wręcz porwana z miejsca pracy), poddana badaniom a później odosobnieniu na wyspie pełniącej funkcję izolatki dla ciężko chorych. 
      W tym momencie rozpoczyna się nerwowa walka Mary z systemem. Kobieta pragnie wyjaśnień: skąd to niedorzeczne oskarżenie (bo przecież jej samej nigdy nic nie było, jest okazem zdrowa i nigdy się na nic nie uskarżała), kto je tak naprawdę wystosował, jak można zwyczajną, uczciwą i pracowitą dziewczynę tak skrzywdzić, dlaczego bez jej zgody traktuje się ją niczym królika doświadczalnego, przetrzymując w dodatku na prawie bezludnej wyspie, narażając na straty finansowe (bo przecież nie pracuje)? Powód aresztowania, jego przebieg, zawziętość i pełna uporu postawa Mary od razu uczyniły z niej sensację, temat na pierwszą stronę gazet, co skończyło się nadaniem jej niechlubnego pseudonimu „Tyfusowa Mary” i uczynieniem z niej postrachu społeczeństwa. 
      „Gorączka” to powieść niesamowita. Ni to obyczajówka dość wiarygodnie ulokowana w klimatach retro, ni to powieść historyczna – bo Mary Mallon istniała naprawdę, bo z podejrzeniem o nosicielstwo choroby poddano ją obserwacji, badaniom, izolacji, bo wytoczyła proces, bo była dość liberalna, harda, zawzięta i charyzmatyczna nawet jak na Nowy York, bo stała się pożywką dla dziennikarzy, ni to powieść prawie detektywistyczna – bo czytelnik towarzysząc Mary, podążając za jej wspomnieniami, śledzi wraz z nią drogę do tej fatalnej sytuacji i odtwarza wszystkie okoliczności, które uczyniły z niej ponoć najgroźniejszą kobietę tamtych czasów (a ona chciała tylko gotować – i bardzo to lubiła), ni to powieść rozrachunkowa – z bezdusznym systemem, z mitem o Ameryce wolnej, otwartej i tolerancyjnej (co okazało się chyba największym fałszerstwem), z własnymi marzeniami i aspiracjami. 
      „Gorączka” to powieść, która raz za razem każe pytać: Co z tą Ameryką? Czy troska o wielu pozwala skazać jednostkę na potępienie i osąd bez aktu oskarżenia oraz sprawiedliwego procesu? Czy nawet w imię tzw. dobra wspólnego można bez rozprawy wydać wyrok? Czy obywatel – pracowity, sumienny, oddany pracy i pracodawcom – ma obowiązek biernie zniżyć kark przed systemem? 
     I pozostaje jeszcze kwestia tytułu tej książki. Czym jest ta gorączka? Można to odczytać wieloznacznie (trochę jak w „Dżumie” – choć więcej oczywistych podobieństw nie znajduję). Gorączka to objaw chorobowy, stan ciała w osłabieniu. Gorączka to tutaj nerwowa panika, psychoza, histeria, jakie w społeczeństwie wywołała opowieść o kucharce, która sobą zabija pracodawców. To również niepokój i wzburzenie głównej bohaterki jakże dziwną sprawą, która zaistniała właśnie dzięki niej – ubogiej emigrantce z głodującej Irlandii. 
      Jakby tego nie interpretować, Mary Beth Keane oddała książę trzymającą w napięciu, doskonale udokumentowaną, oddającą ducha czasów, ówczesnych realiów, problemów i dowodzącą, że historia swą bezduszną ręką dotknęła losów zwykłych śmiertelników, nie tylko możnych tego świata. Oto powieść o małości człowieka, wielkości świata, surowości systemu i sporej niewiedzy nawet o sobie samym. Polecam.     

ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA DZIĘKUJĘ

Komentarze