Kraina dorosłych pomyłek (s. 273) - Patrz, jak tańczę, Sari Wilson
I właśnie w takiej scenerii – wyrzeczeń, dyscypliny, elity
artystycznej, najlepszych z najlepszych, ukształtowanych przez terror prób i
ćwiczeń – umieszczona została akcja powieści „Patrz, jak tańczę”. I wcale nie
jest to tekst o szkole baletowej, o ogarniętych szałem ambicji uczniach i
rodzicach, o krętej jak i niewdzięcznej drodze do sukcesu, o rywalizacji. To
wszystko – historia muzyki poważnej, opery, baletu (głównie rosyjskiego z
losami Niżyńskich na czele), realia prestiżowej szkoły tańca, ambicja,
współzawodnictwo, reżim i posłuszeństwo sztuce, zatracaniu się dla nich - to
tylko tło.
Narracja „Patrz, jak tańczę” prowadzona jest dwutorowo. W jednej
poznajemy historię cenionej i lubianej (tak przez współpracowników jak i
studentów), wykładowczyni akademickiej, która badając karierę Niżyńskiego i
jego relacje z siostrą, próbuje uporać się z własnym zagubieniem, samotnością i
poplątanymi losami. Dla niej niby zawodowy wyjazd do innego miasta staje się
podróżą we własną tożsamość, historię, w samą siebie i w głąb tego, co ją
ukształtowało, co ją doprowadziło do miejsca, w którym się akurat znajduje. Druga
opowieść jest o młodziutkiej Mirze, która w rygor tańca, w surowe reguły baletu
i szkoły artystycznej ucieka przed rozwodem rodziców, chaosem matki-artystki,
która nijak nie chce (nie umie? nie widzi potrzeby?) nadać życiu córki
stabilnych ram i fundamentów – nie znajdując oparcia w rodzicach, szuka go Mira
w morderczych treningach, które ją i jej ciało czynią realne, prawdziwe,
autentyczne i skonkretyzowane (bo w życiu rodzinnym pewne już nic nie jest); uciekając
w taniec, sztukę, dyscyplinując ciało, ujarzmia ona emocje, szuka kontrolni nad
życiem. Te dwie kobiety funkcjonują na granicy życia „zwykłego”, przeciętnego i
artystycznego, gdzie sztuka kieruje się zdecydowanie innymi prawami niż szara
codzienność. To, co bulwersujące dla jednych, nie jest odstępstwem dla drugich;
mentor, nauczyciel i mistrz jednych, w oczach innych uchodzi za dziwaka.
Tym samym
swą książkę „Patrz, jak tańczę” Sari Wilson uczyniła książką o dojrzewaniu, o świadomości
siebie, o poszukiwaniu prawdy o sobie, o szukaniu drogi do siebie, o próbie
ocalenia siebie z chaosu własnej przeszłości – historii napisanej cierpieniem, często
kłamstwem, samotnością i nieumiejętnością ocenienia, co jest prawdą a co kłamstwem,
co realne a co ułudą. To opowieść o dziecku, które za szybko dorosło i stało
się kobietą, oraz o kobiecie, która w głębi siebie pozostała zranionym
dzieckiem.
Nie będę kłamać - w „Patrz, jak tańczę” nie ma wartkiej akcji, nie
ma brawury, jest liryzm, nostalgia, jest sporo baletu i niemało opery. Ale jest
też dawka goryczy, tęsknoty, złości i zawodu. To wszystko czyni z tej (chyba) powieści
obyczajowej opowieść rozrachunkową, opowieść o szukaniu prawdy o sobie - o tym,
co człowieka kształtuje, szuka odpowiedzi na kwestię, czy naprawdę jest on w
stanie odciąć się od tego, co go ukształtowało, miało wpływ na wybory i
postawy, kim oraz jaki był kiedyś, a jaki jest obecnie. Oto powieść gorzka, ale
i pozostawiająca cień nadziei, że człowiek może się uratować – nawet przed
samym sobą.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ

To może być naprawdę dobra książka !
OdpowiedzUsuń