Szaleństwo i spokój przynależą do odrębnych światów (…), s.118 – A. Sward, Vera

Okładka książki Vera


       Literatura przyzwyczaiła czytelników do kilku zjawisk: 1. W kontekście II wojny światowej kobiety zazwyczaj bywają cichymi jej uczestnikami, pozostawia się je na marginesie wielkich działań i wielkiej polityki. 2. O II wojnie światowej wciąż mówi się w warunkach rozliczania – atakujących i obrońców, dyplomacji przed, w trakcie i po, szuka się winnych, jak i bezbronnych, analizuje się strategie militarne. 3. Więzi matki z córką pokazywane są jako bardzo silne i dla obu fundamentalne – nawet (albo właśnie szczególne wtedy), jeśli są patologiczne. 4. Powieści drogi to takie, w których bohater się przemieszcza, a każda następna zmiana położenia pozwala mu zdobyć nowe doświadczenia. 
      A co się stanie, jeśli czytelnik otrzyma do rąk kombinację przeczącą wszystkim powyższym założeniom? Okaże się, że ma do czynienia z „Verą” Anne Sward. 
      To opowieść rozpisana na dwa tory – bohaterką jednego jest Sandrine, a drugiego tytułowa Vera. Jak opowieści pierwszej związane są z przeszłością (sama mówi, że oporuje językiem dzieciństwa, gór i wojny (por. s. 419)), tak ta druga odnosi się do teraźniejszości, bo to: „Dziecko, w którego głowie nie ma wojny” (s. jw.). Sandrine utożsamia się z ucieczką, z nieustającym ruchem – od siebie, swojego grzechu, doświadczeń wojny, strat, pomyłek,  ludzi, konsekwencji wyborów i postaw. Vera symbolizuje początek, niewinność, dziewiczość, brak balastu. Jak Sandrine szczelnie zamyka się przed światem i celowo się od niego odwraca, tak Vera patrzy na niego wielkimi, zdziwionymi oczyma, które i tak zdają się mówić, że wszystko rozumieją, a ona sama pojęła dziwną logikę świata dorosłych. I choć obie pokonują wiele, wiele kilometrów, liczy się to, co zyskają duchowo, o co staną się wewnętrznie bogatsze. 
        A wtedy czytelnik uświadomi sobie, że trzyma w dłoniach książkę o kobietach, które nie pozwalały na stanie się zakładniczkami wojny, na paraliż, a nawet na zachowawczą postawę „przeczekania”. Dla tych kobiet wojna to nie wielka polityka i manewry wojskowe, a walka o godny byt i ochronę własnego człowieczeństwa. To też czas wyborów – nawet tych dyktowanych przez instynkt samozachowawczy. Czytając, nie można wyzbyć się przekonania, że te ucieczki (wojenne i powojenne, pozorna emocjonalna jałowość, bierność, rezerwa), ta postawa odwrotu od bycia zakładnikiem wojny, rodziny, błędów, to jedynie zasłona dymna dla wielkiej duchowej podróży, u końca której nastanie czas nowych decyzji i wyborów. 
       Autorka nie uzyskałaby takiego efektu, gdyby nie wyjątkowa warstwa językowa – niby baśniowa, zrytmizowana jak północne sagi, a z drugiej strony bardzo oszczędna w środki stylistyczne: brak tu opisów, pojawia się tylko jeden – w kluczowym momencie – zapis dialogowy, brak detali czy szczegółów, jakby tym językiem chciano podkreślić, że w fabule faktycznie chodzi tylko i wyłącznie o człowieka, a wszystko inne jest dodatkiem, narzędziem. 
      I w tym momencie nie pozostaje nic innego, jak mieć nadzieję, że inni czytający również uznają, że jest to powieść wyjątkowa - wprowadzająca narrację na nowe tory: styk baśni, gawędy i realizmu oraz wskrzeszająca typ odwróconego od świata i odradzającego się bohatera.


ZA WERSJĘ PRASOWĄ KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo literackie LOGO

Komentarze