(…) gra o najwyższą stawkę z samym Panem Bogiem (s. 46) – J. Kosowska, Wróć do Triory

Jest to kolejna powieść obyczajowa, którą tego późnego lata można znaleźć na
księgarnianych półkach. Autorka opowiada w niej historię czwórki niby obcych
sobie ludzi, których połączył przypadek. Jeden to były narkoman, drugi – chory
na raka muzyk, trzeci – były nauczyciel-społecznik, czwartą osobą jest ukochana
muzyka, której nie układa się w relacjach rodzinnych. Każda z tych osób stanęła
na rozdrożu życia i choć każda z nich wie, co ma robić i(lub) co robić powinna,
nie jest w stanie ruszyć z miejsca, zebrać się w sobie, odpowiednio skupić, by
wygrać bój z teraźniejszością. Narkoman rozpamiętuje swoje małe niepowodzenia i
na innych zawala za nie odpowiedzialność, muzyk czuje się przegrany (i na
takiego wygląda), choć walka z chorobą wciąż jest w toku, nauczyciel – mimo, że
dojrzały – wciąż nie umie podjąć decyzji, co uczynić dalej z własnym życiem.
Jedynie Weronika wydaje się z nich wszystkich najsilniejsza, najodważniejsza,
najbardziej zdeterminowana i przekonana o słuszności swoich decyzji. Jedzie do
małej wioski, po ratunek dla ukochanego. Ale to nie jest zwykła miejscowość – w
XV wieku wymordowano tam niemal wszystkie oskarżone o czary kobiety. Tylko, że
to co nazwano czarami, w rzeczywistości było zielarstwem, a proces i kara wyrazem
siły oraz władzy. I z tego Triora do dziś słynie – z kultywowanie przeszłości i
ziołolecznictwa. Bo to właśnie medycyna niekonwencjonalna ma pomóc zmęczonemu i
sponiewieranemu przez chorobę Kubie. Ta wioska jest miejscem, w którym czas się
zatrzymał. Choć wszyscy tam słyszeli o XXI wieku, żyją oni późnym
średniowieczem, podsycają spekulacje co do ówczesnych wydarzeń i pielęgnują legendy,
by nie uległy zapomnieniu.
Jak dla mnie powieść ta ma kilka mankamentów. Na
pewno jest w niej za dużo wątków. Jeśli autorka myśli poprzestać na jednej
części, wątek ze znudzonym dzieciakiem z bogatego domu wydaje się zbędny, nic
nie wniósł do wątku głównego, a jedynie przedłużał całą opowieść, niepotrzebnie
ją rozciągnął. Ponadto jest tu sporo naiwności, jak na przykład lekarz, który łamie
(nie raz) tajemnicę lekarską, a przy okazji zachęca do medycyny alternatywnej.
Nie
mogę powiedzieć, by „Wróć do Triory” było kiepską, niedopracowaną czy niespójną
powieścią. Autorka o grafomaństwo się nie ociera, co to to nie. Ale jak dla
mnie jest to historia zbyt prosta i oczywista, wysiłku intelektualnego nie
wymaga, wnętrza nie rozdrażni. Ale na pewno nadaje się na źródło weekednowej
rozrywki. I to może być przyczyną potencjalnego sukcesu.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIE DZIĘKUJĘ
AUTORCE
Ja chyba się w takim razie nie skuszę :)
OdpowiedzUsuń