Chu, chu cha nasza zima zła…
No i stało się:)
Po dniach słoty, wiatru, mgieł a ostatnio nawet
totalnego deszczu przyszła Koleżanka Zima:)
Jest piękna:)
Taka biel nastraja mnie chwilową melancholią, zadumą,
po której przychodzi fala radości i energii; mój umysł zaczyna szybciej pracować,
wznosić się na jakieś wyższe pokłady intensywności, ciało aż rwie się do
działania – jakiegokolwiek – byleby pracować:)
Więc gromadzę wokół siebie
masę książek, odkurzam znienawidzony niemiecki, wyciągam kolorowe karteczki,
otwieram notatnik i…
Idę z Bilbem na spacer:):):)
A tam znajdujemy takie
cudeńka:)
Jednak przyroda się broni i
niechętnie idzie na zasłużony odpoczynek.
Tylko co ja będę robić do
Świąt, skoro już teraz wszystkich obdaruję i wszystko rozdam? Tak się z tym
spieszę, bo i rodzina przecież mi się powiększyła i zdecydować się nie mogę i
nie chcę nic banalnego ani drogiego – za to symbolicznego i indywidualnego:
czyli dla każdego coś miłego. Wiadomo – najmniejszy kłopot z Bratem: ten to
zawsze i wszędzie preferuje białą czekoladę:) W tym całym moim zestawie wymogów wymyśliłam sobie, że - w miarę możliwości - sama wszystko zapakuję, owinę i nic nie będzie w oklepanej "sklepowej" torebce:) No i się wyżywam... - niekoniecznie artystycznie...
Jaki tego finał i ile tych paczuszek będzie - pokażę w grudniu:)
A kiedy już przestanę być pomocnikiem Mikołaja będzie czas lepienia uszek:) Tak – uszka z barszczem to jest to:) Już nie mogę się doczekać:):)
Póki co wciąż cieszę się pierwszą w tym roku zimą i liczę, że prędko nie odpuści:)
Oto jak rozgościła się na naszym tarasie:):)
Komentarze
Prześlij komentarz