Brak premedytacji nie umniejszał krzywd (s. 39) - „Wszystko, czego pragnęliśmy” Emily Giffin
Pod koniec tamtego roku światową
opinię publiczną sparaliżował artykuł opublikowany przez „New York Timesa” na
temat molestowania seksualnego, jakiego przez lata miał się dopuszczać jeden z hollywoodzkich
producentów filmowych. Wg dziennikarzy, a przede wszystkim ofiar, które
wreszcie postanowiły przerwać zmowę milczenia, obiecywał on pracę, kontrakty, ciekawe
role w zamian za usługo seksualne. Historia ta na tyle wstrząsnęła opinią
publiczną, że za namową Alyssa Milano w mediach społecznościowych rozpoczęła
się akcja #metoo #jateż, w której kobiety udzielają wsparcia poszkodowanym lub
(i) dzielą się opowieściami o wszelkich nadużyciach, jakich ofiarą same padły
ze strony silniejszego. Choć od momentu wybuchu afery minęło kilka miesięcy,
świat o niej nie zapomniał, a akcja nie przycichła. Literackim głosem w tej
sprawie jest ukazująca się właśnie nakładem Wydawnictwa Otwartego najnowsza
książka „Wszystko, czego pragnęliśmy” Emily Giffin. Przy pomocy historii Toma i
jego córki Lyli oraz Niny, Kirka i ich syna Fincha próbuje autorka zadać kilka
kluczowych pytań. I niejednokrotnie poprzestaje na samych pytaniach – bo często
odpowiedzi nie jest się w stanie udzielić, bo nie ma jednej gotowej, bo o
pochylenie się nad problemem przede wszystkim tu chodzi.
Z opowieści o
nastolatkach, którym pozornie głupia zabawa i psikusy wymknęły się spod
kontroli wyłaniają się pytania o granice wolności, swobody i przemocy –
seksualnej, psychicznej i emocjonalnej, o to, czy nadużycie i (lub) milczenie,
że sytuacja nie miała miejsca stają się przemocą, czy milczenie oznacza zgodę, o
zjawisko przyzwolenia, o prawo do wolności i godności, o poszanowanie autonomii
drugiego, o konformizm, o to, w którym momencie kończy się wyrozumiałość a
zaczyna wybielania, krętactwo i tuszowanie nadużycia, o zjawisko ponoszenia odpowiedzialności,
o dawane sobie prawo do naginania prawdy, o prawo do wykorzystywania pozycji
uprzywilejowanego i przypominanie o niej światu, o to, czy jest się w stanie
oswoić rozpacz, co można usprawiedliwić , wytłumaczyć, zrozumieć, nawet
zbagatelizować a co temu absolutnie nigdy podlegać nie może i czy mamy prawo ograniczać
się jedynie do mówienia o przemocy (co zazwyczaj kojarzy się z siłą, agresją
fizyczną, terrorem a w najgorszym wypadku – z gwałtem) seksualnej – a co z tzw.za
„dużo sobie pozwalaniem”, wykroczeniem, nadużyciem (które samo z siebie kojarzy
się z przywłaszczeniem – godności, równowagi (ducha, emocji), poczucia
bezpieczeństwa)?
Choć „Wszystko, czego pragnęliśmy” Emily Giffin czyta się
lekko, jest to to powieść trudna, nie pozostawiająca złudzeń: ofiara jest
zawsze ofiarą (nawet jeśli nie chce tego przyznać), przestępstwo przestępstwem,
konieczność kary i ponoszenie odpowiedzialności konsekwencjami. I nie zakryją
tego nawet najbardziej wystudiowane postawy hipokryty czy manipulatora. „Wszystko,
czego pragnęliśmy” pokazuje nie tylko ofiarę i winowajcę, ale równie ich
najbliższych, środowisko, któremu przyjdzie się zmierzyć z tą trudną, smutną i
traumatyczną sytuacją. Oto powieść-ważny głos w dyskusji społecznej. I kolejny,
który mówi, że problem jest, choć nie wszyscy tak uważają. Jak dla mnie to
pozycja obowiązkowa dla rodziców, młodzieży, psychologów, pedagogów, a nawet terapeutów.
ZA WERSJĘ PRASOWĄ KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU OTWARTEMU
Ksiazka już rzucila mi sie w oczy. Wydaje sie wartosciowa lektura.
OdpowiedzUsuńUwielbiam twóczość autorki :)
OdpowiedzUsuń