"Abra-kadabra, to czary i magia..."

OKŁADKA :-) 


    Obserwując ostatnio wydawane pozycje z literatury dziecięcej można zauważyć, że - jeśli chodzi o tę kategorię - rynek się znacznie zmienił. Nie są to już tylko i wyłącznie tytuły, gdzie grafika dominuje nad tekstem, druk jest rostrzelony, a sama fabuła zmierza do morału czy nauki życiowej. Dzisiaj, z jednej strony, to bogato i wiernie ilustrowane książki o świecie zwierząt i roślin, czy prawach fizyki rządzących Kosmosem, a - z drugiej strony są opowieści o młodych-dzielnych, którzy przeżywają niesamowite przygody, walczą z własnym strachem i odważnie walczą z przeciwnościami losu. 

    W duchu tych drugich tekstów utrzymane są opowieści Michelle Harrison – „Szczypta magii” i „Odrobina czarów”. Ich bohaterkami są trzy Siostry Wspaczne, które wraz z dość niezaradnym ojcem i babcią zaradną za nich wszystkich prowadzą cieszący się słabą reputacją zajazd na Wronoskale. 

    Osią pierwszego tomu ich przygód są raczej niepoprawne marzenia dziewcząt o wyrwaniu się temu, co znane, oswojone, ale i nieprzyjemne, o przygodach, poznaniu innego świata, doświadczenia czegoś lepszego. Wronoskał, gdzie mieszkają od dzieciństwa Cherlie, Betty i Fliss, jest dla nich niczym wznoszące się na pobliskiej wyspie więzienie. Zajmujący niemal całą Skruchę gmach z posępną wieżą kryje nie jedną tajemnicę. Otaczające go mokradła oraz dwie inne wyspy – Udręka i Lament – też nie napełniają dziewcząt optymizmem. A one marzą o przygodzie, podróżach, piaszczystych plażach! Cóż, kiedy na Wronoskale trzyma je potężne przekleństwo, rzucone wieki temu na ich rodzinę. Nadciągająca wraz z krakaniem wron kara za opuszczenie jego granic będzie okrutna. Czy Charlie, Betty i Fliss zdołają przełamać klątwę? Czy pomoże im w tym uwięziona w lusterku, matrioszkach i starym sakwojażu Buni magia? Czy siostrom Wspacznym uda się umknąć przed prześladującym ich rodzinę pechem? I kim była Sorsha Ciernioczar, której imienia na mokradłach nie odważy się wymówić największy nawet śmiałek? 

    Z kolei druga część pokazuje, ile w tej siostrzanej relacji jest bliskości i solidarności. Bo w chwili próby nie ma czasu na wielkie słowa czy deklaracje – to czas na działanie. Więc pora ratować jedną z nich z opresji, nawet jeśli to związane jest z niebezpieczną wyprawą, tajemniczą dziewczynką, mapą z niewidzialną, osnutą legendą wyspą, i błąkającymi ognikami. 

    Obie książki Harrison mają w tytule coś związanego z cudami, ale po przeczytaniu tych opowieści wydaje się, że największa niesamowitość rozgrywa się na płaszczyźnie realistycznej: solidarność, miłość, akceptacja, bezinteresowność, tolerancja, wsparcie, empatia, otwarty umysł i serce, poczucie uczciwości, walka z niesprawiedliwością – to w tych przestrzeniach rozgrywają się wszelkie cudowności „Odrobiny czarów”. Bo dziewczyny z niesamowitą wyrozumiałością przyjmują przemytniczy biznes babci, z pobłażliwością - kierowaną zazwyczaj w stronę niesfornego brzdąca - godzą się na kolejną nieobecność ojca i stają po stronie prześladowanej Błądki (kto z nas nie błądzi?), bo nikomu nie może dziać się krzywda. 

    Dlatego książki Harrison nie są o zaklinaniu rzeczywistości oklepanym już czary-mary czy abra-kadabra, a o niezwykłości więzów międzyludzkich, dojrzewania, odpowiedzialności, solidarności. A że wszystko spaja niesamowita przygoda? – cóż, kto by się jej oparł? 

  


ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ


Komentarze