My naprawdę wydeptujemy własną ścieżkę. To naprawdę jest historyczne. s. 68

       Lata 20. XX wieku to w USA czas prohibicji, swobody obyczajowej, załamania potocznie rozumianej tradycyjności, to rewolucja w modzie i muzyce, jak i czas wykluwania się nowego typu literatury.   To okres debiutu takich pisarzy jak choćby Dorothy Parker, Sinclar Lewis i Francis Scott Fitzgerald.
      I dziś poniekąd interesuje mnie ten ostatni. Bo oto mam w dłoniach „Z. Powieść o Zeldzie Fitzgerald” Therese Anne Fwler. To zbeletryzowana, opowiadana w pierwszej osobie (przez tytułową bohaterkę) historia rozkwitu i upadku związku pełnego miłości, pasji, blichtru, oddania, inspiracji, gwałtowności, namiętności, buntu i zawziętości. Bohaterami tego dramatu są: wychowana w realiach tradycjonalistycznego Południa USA charakterna Zelda Sayre oraz pełen dumy, pychy i artystycznego uporu Francis Scott Fitzgerald – późniejszy autor „Pięknych i przeklętych”, „Wielkiego Gatsby’ego”, „Ostatniego z wielkich”, wielu opowiadań publikowanych na łamach poczytnych, opiniotwórczych magazynów oraz twórca scenariuszy filmowych. W niniejszej książce – w niewielkim stopniu fikcyjnej (bo przytaczane dialogi trudno uznać za autentyczne) – tworzą oni barwną, nietuzinkowa, pełną kontrowersji i na wskroś światową parę. Jego przedstawiano jako naprawdę zdolnego, aroganckiego, pewnego siebie, a nawet bezczelnego typa; ją - jako kobietę głodną nowinek i przygód, bez problemów egzystującą w wielkim świecie życia artystycznego, którego później stała się tragiczną ofiarą.
      I – choć to opowieść o tym, jak młodziutka dziewczyna chciała i umiała być żoną wielkiego pisarza, ale nie potrafiła udźwignąć wszystkich konsekwencji związanych ze sławą oraz popularnością – to ten wielki świat jest trzecim bohaterem książki. Bo wędrując za bohaterami, poznajemy realia i mentalność tradycyjnego Południa, bohemę Nowego Jorku, pierwszą falę rozkwitu Hollywood, stabilną i swobodnie oddychającą Europę; nadążamy za nową modą w ubiorze i damskich fryzurach, karty aż tętnią jezzem i swingiem. Okazuje się, że „Z…” to nie tylko opowieść o tym, jak młoda dziewczyna z małego miasteczka stała się jedną z czołowych przedstawicielek młodego pokolenia Amerykanek, jak stała się ofiarą wielkiej sławy i wielkiej miłości, ale to też opowieść o tym, czym tak naprawdę były szalone lata 20. A szaleństwa nie można im odmówić…
      I choć to opowieść o tytułowej Zeldzie i jej mężu-pisarzu, pełno w tej książce informacji o innych ludziach sztuki – dziennikarzach, wydawcach, pisarzach, reżyserach, aktorach, scenarzystach, producentach. Pełno w tej książce tytułów gazet, magazynów, powieści, sztuk teatralnych i filmów (tym znanym w Polsce i przetłumaczonym wydawca przypisał polskie tytuły, a te obce polskiemu rynkowi pozostały w wersji anglojęzycznej). Czytelnik uczestniczy w zebraniach i naradach, jaki i w suto zakrapianych bibach, wyjazdach, podróżach i konferencjach prasowych; czyta urywki recenzji i wywiadów. Dzięki temu bohaterowie nie się są samotnymi monadami, a współistnieją w tym barwnych świecie i realiach Ameryki połowy lat 20. XX wielu.
      I nawet jeśli ktoś nie lubi pokolenia pierwszych nonkonformistów i buntowników amerykańskiej literatury, może dać się porwać tej wyłaniającej się z książki kulturze wolności i swobody – literackiej, obyczajowej i światopoglądowej.

Oto bohaterowie dzisiejszej opowieści:

                      












Za możliwość przeczytania książki dziękuję

Książka bierze udział w wyzwaniu

Archiwalne zdjęcia pochodzą ze stron:
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Francis_Scott_Fitzgerald
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Zelda_Fitzgerald

Komentarze