(…) jaśniej niż się widzi normalnie, wolniej niż się widzi normalnie (s.19). – Jan Jakub Kolski, Jańcio Wodnik i inne nowele
Okres tuż po zakończenia II wojny światowej (2. połowa lat 40.) to w
Polsce czas dosłownego odbudowywania państwa z ruin i zgliszczy wojny, organizowania
nowej państwowości, przetasowywania sił, wprowadzania represji wobec
niezadowolonych wywrotowców, to okres wewnątrzpartyjnych rozgrywek o władzę i
wpływy, ekonomicznego wyzysku przez ZSRR (np. skup węgla za o wiele niższe ceny niż sugerowane
przez rynki światowe), upaństwowienia instytucji publicznych (np. banków,
przedsiębiorstw komunikacyjnych czy ubezpieczeniowych) i podział majątków
rolnych. Jak można przeczytać na temat tej ostatniej kwestii: „Ziemia została
częściowo podzielona między chłopów, częściowo przejęta przez państwo.
Postanowienia dekretu interpretowano rozszerzająco, wysiedlając dotychczasowych
właścicieli z ich domów, pozbawiając dobytku, w tym dóbr kultury. Warstwa
ziemiaństwa została w ten sposób zlikwidowana, a byłym ziemianom zakazano
pobytu i zamieszkania w powiecie, gdzie dotychczas znajdował się ich majątek
ziemski” (źródło cytatu; sporo na ten temat można przeczytać tu).
Między innymi w taką polską wieś – wieś tuż po zakończeniu wojny i w
przeddzień reformy rolnej - zabiera czytelnika swoimi nowelami reżyser i
scenarzysta Jan Jakub Kolski. Jego wieś to miejsce ludzi powracających z
Oświęcimia, odszczepieńców, rodziców osieroconych przez dzieci – ofiary wojny,
pole rozgrywek i wyrównywania krzywd za lata poniżającej służby, to punkt na
partyzanckim szlaku, miejsce z jednej strony ludzi zacofanych, ciemnych, wyrównujących
rachunki, rozdrapujących i pamiętających o krzywdach, za wszelką cenę
odbierających, co im się należy, którym przemoc nie jest obca, a wręcz
przeciwnie – wydaje się być chlebem powszednim, kierujących się prawem
silniejszego, przebieglejszego, bardziej prymitywnego, a z drugiej przekonanych
o własnej wyjątkowości, charyźmie. Wieś Kolskiego to miejsce od lat kierujące
się swoim kodeksem prawnym, gdzie głos większości, siła grupy i wspólnoty są
nadrzędne, grupa stoi zdecydowanie wyżej niż indywidualizm czy jednostkowość. Ale
to też miejsce ludzi przyzwyczajonych do obyczajów, utartych reguł, tradycji,
którzy dziedzictwo – może i proste, schematyczne, pozornie pozbawione głębi –
traktują jak największe (bo stanowiące o nich jako o wspólnocie) dobro. To też
miejsce, w którym ci inni, wymykający się banalności i stereotypowości, ale wyrośli
z tej grupy, nie będący przybyszami, mają siłę przebicia, mogą mieć kluczowe
znaczenie dla funkcjonowania wspólnoty, grupy.
Jak widać, z tekstów Kolskiego
wyłania się wieś okrutna, ciemna, zacofana, kierująca się często prawem pięści,
pamiętająca stare krzywdy i braki, ale jednocześnie to wieś ludzi silnych,
hardych, zawziętych, przekonanych o własnej niezwykłości, jakby podskórnie
mieli wszczepione słowa z Wyspiańskiego: „A
bo chłop i ma coś z Piasta,/coś z tych królów Piastów – wiele!/(…) bardzo
wiele, wiele z Piasta;/ chłop potęgą jest i basta”. Nie będę ukrywać – swymi
tekstami Kolski pokazuje wieś pozbawioną kolorytu, baśniowości, sielankowości i
uroku typowego dla sentymentalizmu. Wieś z tych nowel to obszar tarcia się
odwiecznych praw, sił i układów wewnątrzspołecznych, ale i teren magiczny – w
którym każdy, i wszystko z osobna, ma swój czas, miejsce oraz przywilej.
Dlatego też trudno mi jednoznacznie osądzić, czy taka wieś mi się podoba czy
nie. Bez wątpienia ma ona jednak niekwestionowane, raz określone miejsce w
hierarchii świata. Z tym polemizować się nie da.
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU
Komentarze
Prześlij komentarz