Wszyscy pisarze to pasożyty (…). s. 286.
Kanał filmowy ale kino+ co jakiś czas podsyła
widzowi kolejny serial kryminalny – jedne bywają lepsze, inne gorsze (w moim
odczuciu), jedne trzymają w napięciu i są mroczne, inne w ogóle i jak dla mnie suną
jedynie po temacie, nie budując klimatu tak pożądanego w tym gatunku.
Jednym z seriali pokazywanym w tej stacji jest ten o błyskotliwej i
ekspresywnej Verze Stanhope. Wydaje mi się, że oglądnęłam wszystkie filmy z
tego cyklu i wszystkie one wywarły na mnie ogromne wrażenie – wyraziste postacie,
stopniowo budowane napięcie, zwroty akcji w nieoczekiwanym momencie i
nieprzewidziane finały.
Dlatego z dreszczykiem emocji sięgnęłam po kolejną
książkę z cyklu o Verze, którą tej jesieni wydało Wydawnictwo AMBER.
(źródło zdjęcia: http://www.wydawnictwoamber.pl/kategorie/literacki-kryminal/szklany-pokoj,p1611)
Szklany pokój
to historia zbrodni (a mówiąc ściślej – dwóch) popełnionych w ekskluzywnym Domu
Pisarza podczas jednego z kursów organizowanych dla początkujących twórców. Pierwszą
ofiarą był Tony Ferdinand – wykładowca akademicki i łowca talentów, który mógł niektórym
początkującym pisarzom otworzyć drogę do wydawców oraz sławy, a drugą: Miranda Barton
– sławna swego czasu autorka, właścicielka i kierowniczka Domu Pisarza oraz
matka zdziwaczałego Alexa. Od samego początku krąg podejrzanych jest zawężony. Znajdują
się w nim kursanci i wykładowcy: były policjant, były więzień, doceniony
pisarz, wykładowczyni-pisarka, hippiska o zachwianej kondycji psychicznej i jej
mąż, syn Mirandy, a niedługo do tego grona dołącza inny szkoleniowiec-wydawca. I
to cała lista potencjalnych zabójców. Tylko dlaczego te zbrodnie zostały
popełnione? I dlaczego oprawca wykorzystał sceny z kilku opowiadań osób związanych
z Domem Pisarzy? I jak do tego ma się włamanie do Niny, rytualny mord na kocicy-Otheli
i rudziku, pojawienie się polityka z Parlamentu Europejskiego, rekwizyty rodem
z najważniejszych brytyjskich sztuk teatralnych, szantaż oraz wzmianka o
studentce-heroinistce? Vera i jej ekipa – Joe, Holly, Charli – mieli sporo
pracy, by z gąszczu różnych informacji wyłonić te istotne i kluczowe. I to wszystko
w konfrontacji ze środowiskiem dość specyficznym, hermetycznym, niejednokrotnie
brutalnym, kierującym się swoimi regułami, zaprzyjaźnionym głównie ze słowami „sukces”
i „komercja”, w którym empatia to niejednokrotnie obce słowo. Więc finał i rozwiązanie
sprawy mogą zaskoczyć – choć nie mnie, bo nie byłabym sobą gdybym wcześniej nie
zagadnęła na ostanie strony:(. I to był mój błąd – sporo straciłam, nie było
już tego dreszczyku emocji i podekscytowania!
Jeśli chodzi o warstwę językową i strukturę powieści,
to w tej kwestii mam mieszane uczucia. W pierwszym przypadku czegoś mi tu
brakowało – ale nie umiem powiedzieć czego, nie umiem tego braku wychwycić i nazwać.
Co nie zmienia faktu, że humor i dyskretny cynizm tytułowej bohaterki jest
sporym atutem powieści. Jak i narracja, sposób opowiedzenia historii. W pierwszej
chwili czytelnikowi wydaje się, że w rozwiązaniu zagadki będzie podążał za policjantami,
będzie chodził za nimi krok w krok, pozna wszystkie ich hipotezy, snute
sugestie, ich weryfikacje, techniki pracy, aż po finał. Ale zaraz po tym, jak
się oswoi z tym sposobem opowiadania, rzucony zostanie w przestrzeń osób
podejrzanych – ujawnione zostaną ich codzienne nawyki, życie prywatne i
stosunek do wydarzeń, których stali się uczestnikami. I to nie z punktu
widzenia policji, lecz samych zainteresowanych. Taki chwyt będzie już do końca –
czytelnik jest raz z policją, raz z potencjalnym mordercą. I kiedy odbiorca ma już
swojego podejrzanego, kiedy wydaje mu się, że poznał jego motywy – hipoteza zostaje
obalona. I w momencie kulminacyjnym, kiedy przy pomocy dedukcji oraz dowodów
dostarczonych przez współpracowników Vera łączy w całość elementy układanki,
czytelnik jest wraz z innymi na przyjęciu pożegnalnym - a nie w centrum
operacyjnym policji; niczym jeden z podejrzanych rozwiązanie zagadki poznaje z
nimi, a nie ze śledczymi. Te zmienne perspektywy oglądu sytuacji, różne punkty
widzenia danej sprawy wpływają na nastrój książki, na konsekwentnie stopniowane
napięcie i zmusza czytelnika to uważnego śledzenia fabuły. Nie można się w niej
rozsiąść jak w wygodnym fotelu, bo zaraz zostanie się z niego brutalnie
wyrwanym i rzuconym w inną perspektywę.
Sporym atutem książki są też: miejsce zbrodni, jego
dość klaustrofobiczne otoczenie, odizolowanie wszystkich bohaterów dramatu, sugestywne
opisy surowości wybrzeża zimą, pogmatwane losy każdej z postaci - bez nich fabuła
nie byłaby tak mroczna i pełna napięcia. Ta początkowo ograniczona przestrzeń
od razu nasunęła mi skojarzenia z kryminałami Agathy Christie, której
bohaterowie zazwyczaj przebywali z zamkniętym środowisku (a to pociąg, a to wyspa,
lub hotel), co ograniczało pole manewru i krąg podejrzanych.
W Szklanym
pokoju również postać inspektor jest dość ciekawa. Z jednej strony to osoba
raczej cyniczna, bezpośrednia, niecierpliwa, racjonalna, niechlujna, bez
wyrzutów zaglądająca do kieliszka, ale posiadająca też umiejętności: wczucia
się w drugiego, wychwycenia jego nastrojów i przejawiania troski – ale oczywiście
w granicach rozsądku.
Podsumowując wystarczy powiedzieć, że ta książka warta
jest uwagi. To dobrze rozpisany, chwilami przejawiający cechy powieści
polifonicznej, sięgający do korzeni gatunku kryminał. Jest i w nim klasyczne
już pytanie: kto (i dlaczego) zabił? oraz paleta przeróżnych, ale nie banalnych
postaci. To też swego rodzaju diagnoza półświatka wydawniczego i pisarskiego. A
w tle tego przenikliwe zimno brytyjskiej późnej jesieni i wrodzona niecierpliwość
bezpardonowej pani inspektor. Godziny z tym tytułem mogą być miłym sposobem na spędzenie
długiego zimowego popołudnia.
A na koniec próbka filmu:
ZA MOŻLIWOŚĆ PRZECZYTANIA KSIĄŻKI DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU
Nie słyszałam o tym cyklu, ale że z chęcią pochłaniam wszystkie kryminały, to pewnie i z Verą niedługo postaram się zaprzyjaźnić.
OdpowiedzUsuńJa również jeszcze nie spotkałam się z książką, ani serią. Chętnie poznam, chociażby ze względu na interesującą otoczkę i klimat.
OdpowiedzUsuńNigdy nie zaglądam na koniec książki. Znając zakończenie (szczególnie powieści detektywistycznej) nie miałabym żadnej radochy z lektury. O tej serii nie słyszałam. Nie natknęłam się także na wspomniany przez Ciebie serial... Aż dziwne.
OdpowiedzUsuńPogmatwane losy bohaterów i gatunek tej książki skutecznie mnie przekonują. :)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie bym przeczytała, bo takie kryminały lubię. Czegoś Ci brakuje, powiadasz? No, może uda mi się wyłapać :)
OdpowiedzUsuńa to mnie zaciekawiłaś! ja na kino+ Poirota lubię oglądać! Tego serialu nawet nie kojarzę, przyjrzę sie i książce i serialowi;)
OdpowiedzUsuńw natłoku coraz gorszej jakości skandynawskich kryminałów (wydawnictwa wpuszczaj na rynek już chyba wszystko jak leci :/) zaczynam powoli wracać do klasyki. ciekawą wariacja na ten temat jest Morderstwo w Akademii, ale Christie i Doyle i tak nie mają sobie równych.
OdpowiedzUsuń